Br. Grzegorz Frąckowiak SVD
Błogosławiony werbista-męczennik
Brat Grzegorz Bolesław Frąckowiak urodził się 18 lipca 1911 r. w Łowęcicach koło Jarocina w Wielkopolsce. Rodzice jego Andrzej i Zofia z domu Płończak posiadali średnie gospodarstwo, dziewięciu synów i trzy córki, z których dwie zmarły w dzieciństwie. Bolesław był ósmym dzieckiem.
Chrzest otrzymał w parafialnym kościele w Cerekwicy. Do szkoły podstawowej chodził do Wojciechowa, ale nie chciał uczyć się po niemiecku, za to w polskiej szkole uczył się bardzo dobrze. W domu wielkiej pociechy w pracy z niego nie było, bo ciągle organizował z dziećmi nabożeństwa, odprawiał, głosił kazania, modlił się rozdzielał komunię, a robił to bardzo poważnie jakby na serio, chociaż były to tylko zabawy. Jako ministrant był rzeczywiście wzorowym i prawą ręką ks. proboszcza, zwłaszcza po I Komunii św. Gdy wyrósł, krępował się służyć z małymi ministrantami, ale bardzo chętnie ich zastępował. Miał zwyczaj spowiadać się co miesiąc i przyjmować Komunię św. Jeszcze jako mały chłopiec lepił z gliny krzyżyki, figurki świętych, wypalał je i potem rozdawał.
Ojciec jego miał zwyczaj zawsze przed obiadem w niedzielę i święta pytać synów o treść kazania. Nie pytał Bolka, bo on zawsze zaraz chciał powiedzieć całe kazanie. Po szkole chętnie zaglądał do pobliskiego Bruczkowa, gdzie Wanda Koczorowska prowadziła sierociniec. Gdy Bruczków objęli w 1927 r. Misjonarze Werbiści, za radą ks. proboszcza Poczty, rodzice zgłosili go tam do Niższego Seminarium Misyjnego. Niski poziom nauczania w szkole podstawowej nie dawał mu jednak dużych możliwości, tym bardziej, że w Seminarium uczono w trybie przyspieszonym dla starszych powołań. Doradzono mu zatem zrealizowanie swego powołania jako brat zakonny. Został przyjęty w Górnej Grupie pod Grudziądzem, gdzie Werbiści mieli także postulat i nowicjat dla braci.
Po rocznym postulacie otrzymał 8 września 1930 r. habit zakonny i nowe imię Grzegorz. Był najgorliwszym nowicjuszem i po dwu latach złożył pierwsze śluby zakonne, przy drukarni pouczył się introligatorstwa i potem już samodzielnie stał się introligatorem dla całego Domu Seminaryjnego. Pracował bardzo sumiennie. Niektórych wychowanków wyuczył sztuki oprawiania książek, obrazów... Widziano go zawsze uśmiechniętego i bardzo uczynnego, pomagał w zakrystii zwłaszcza przy strojeniu ołtarzy. Pomagał w kuchni i chętnie przy furcie, gdzie ubogich traktował z wielką pieczołowitością. Mawiał czasami, że to przecież sam Chrystus przychodzi, więc trzeba mu służyć z miłością. Z tych czasów pozostały jego notesy z modlitwami i naznaczonymi praktykami religijnymi pt. „Codzienne ćwiczenia duchowne” i drugi „Ćwiczenia duchowne”. Są to przepisane cudze modlitwy, ale wśród nich są i jego własne, zwłaszcza do Niepokalanej i do św. Józefa. Z praktyk życia zakonnego najbardziej był sumienny w odmawianiu tzw. „Modlitw kwadransowych”. Początek tych modlitw: „O mój Boże, wierzę w Ciebie...” w jego ustach tchnął rzeczywiście wiarą. Swą grzecznością, bardzo naturalną, pozyskał sobie szacunek wszystkich domowników, zwłaszcza uczniów misyjnych. Chętnie szli do niego po naukę. Z radością czekał na złożenie wieczystych ślubów zakonnych, bo jak mówił już nie tylko w sercu, ale i na piśmie będzie całkowicie należał do Zgromadzenia i jego ideałów. Śluby te złożył 8 września 1938 r. Przed składaniem ślubów wieczystych magister nowicjatu o. Jan Giczel określił go jako wzorowego zakonnika.
Nastanie okresu wojennego przeżywał jak wszyscy inni. Był tylko bardzo spokojny i skupiony więcej niż zwykle. Pocieszał się, że wszystko jest w ręku Boga. Utwierdzał siebie i innych w tym przekonaniu nawet wtedy, gdy w święto Chrystusa Króla, w dzień odpustowy, w klasztorze gestapo utworzyło obóz zbiorczy dla okolicznego duchowieństwa i dla domowników. Braciom w większości pozwolono opuścić klasztor, on jednak pozostał, aby pomagać internowanym księżom i ojcom. W lutym, po wywiezieniu wszystkich księży, musiał i on opuścić Górną Grupę. Zamieszkał u swego brata w Poznaniu bez możliwości zameldowania się i wkrótce musiał opuścić miasto. Pojechał wówczas do rodzinnej wioski, do Łowęcic. Tutaj rozpoczął cichą działalność. W porozumieniu z o. Giczelem, werbistą, który był wtedy proboszczem w pobliskim Rusku i za cichym przyzwoleniem miejscowego proboszcza, dwa razy w tygodniu uczył dzieci katechizmu i przygotowywał je do I Komunii św. Chodził też do ludzi chorych i starszych, aby im opowiadać o Bogu i Matce Najświętszej. Gdy 7 października 1941 r. gestapo aresztowało o. Giczela i wywieziono go do obozu, cały ciężar odpowiedzialności za Najświętszy Sakrament, który gestapowcy wysypali z kielicha i zostawili na stole, spadł na br. Grzegorza. Mieszkał wtedy na organistówce i tam z największą czcią przeniósł Najświętszy Sakrament. Zebrało się trochę ludzi i do końca dnia, a potem przez całą noc adorowali Pana Jezusa. Rano br. Grzegorz rozdał wiernym Komunię św., część zostawił i potem pozanosił ją chorym i starszym parafianom. Ochrzcił także kilkoro dzieci. Ludzie pamiętają jak czynił to pobożnie i z przejęciem.
Męczeństwo
W jakiś sposób dowiedziano się w Jarocinie, że br. Grzegorz jest introligatorem i natychmiast dostał nakaz pracy w drukami. W tym czasie, aby podtrzymać na duchu Polaków zaczął kolportować tajną gazetkę „Dla Ciebie, Polsko”. Gestapo natrafiło na ślad tej działalności i zaczęły się aresztowania. Br. Grzegorz już prawie od roku zaprzestał pośredniczyć w dostarczaniu tej gazetki. Rozmawiał bowiem na ten temat ze współbratem, o. Kiczką i ten stanowczo mu odradził. Tenże o. Kiczka pisze o br. Grzegorzu: Nasz br. Grzegorz Frąckowiak był w przededniu uwięzienia u mnie w Broniszowicach. Mógł się ulotnić, ale pytał mnie, czy za tych, którzy w Jarocinie „za ulotki” zostali uwięzieni, mógłby się ofiarować - choć już od roku z ulotkami nic nie miał do czynienia. Odpowiedziałem mu, że o ile się czuje na siłach, jest to wielki heroizm. Więc po spowiedzi i Komunii św. odjechał Następnego dnia był w więzieniu i za jego namową by na niego składali „swe winy” zostali niektórzy wypuszczeni, bo „łotra” mieli do katowania..
Z więzienia w Jarocinie został razem z innymi zawieziony do Poznania do Fortu VII. Brat jego pisze: Zaniosłem paczkę, on posłał też paczkę przez wartę: potrzaskany zegarek, różaniec pozrywany, lupa z przyschniętą krwią, podarta, dużo krwi..., zdarta koszula, pokrwawiona... dwa razy zanosiłem paczkę, trzeci raz nie przyjęli - wyjechał. Brat zapamiętał jeszcze inne słowa Grzegorza: Myślę, że wuj (Wincenty) jest w domu, niech się dobrze trzyma, bo jest wsypany tak jak ja. A ja wziąłem to wszystko na siebie, bo jak zginę, to jestem sam, a on ma żonę i dzieci.
Br. Grzegorz nikogo nie zdradził i dzięki temu obronił swego brata i innych. Ujawnił nazwiska tylko dwóch osób, o których wiedział, że się sami przyznali.
Trasa jego męczeńskiej drogi prowadziła przez Jarocin, Środę i Fort VII (do końca roku). Ostatnim etapem było Drezno. Współwięźniowie (Walenty i Antoni Kaczmarek) pamiętają, jak br. Grzegorz codziennie przewodniczył w odmawianiu różańca, litanii i innych modlitw. Niemcy początkowo traktowali go jak innych. Kiedy jednak znaleźli duży medalik zaszyty w czapce i odkryli, że jest on duchownym znęcali się nad nim w specjalny sposób. Nie bronił się, był spokojny i bardzo cierpliwy... W Domu Żołnierza w Poznaniu wzięto go na tortury, „na kobyłkę”, bito w ścięgna, katowano... Pytano głównie o gazetki i gdy nic nie zeznawał bito bezlitośnie, a dodatkowo za to, że był duchownym.
W Dreźnie otrzymał wyrok śmierci. Został ścięty 5 maja 1943 r. Kilka godzin przed śmiercią napisał list do swojej rodziny, który warto przytoczyć: Ostami raz w tym marnym życiu i na tym łez padole piszę Wam, moi Kochani ten list. Gdy go otrzymacie, już mnie na tym świecie nie będzie, gdyż dzisiaj, w środę, tj. 5 maja 1943 r. o godz. 6.15 wieczorem, zostanę ścięty. Zmówcie, proszę wieczny odpoczynek. Za pięć godzin będę już zimny, ale to nic, nie płaczcie, ale raczej módlcie się za moją duszę i dusze naszych kochanych. Pozdrowię od Was Ojca i wszystkich moich krewnych. Matce nie wiem, czy macie donieść, żem stracony, czy też, że zmarłem. Zróbcie, jak uważacie za dobre. Dobre sumienie mam, więc do Was piszę. Pozdrawiam Was wszystkich i czekam na Was u Bozi. Pozdrawiam wszystkich braci w Bruczkowie i wszystkich moich znajomych. Niech Wam Bóg błogosławi. Bądźcie dobrymi katolikami. Proszę, przebaczcie mi wszystko. Żal mi starej ukochanej Matki. Zostańcie z Bogiem, do widzenia w niebie, co daj Boże. Moje habity proszę oddać po wojnie do Bruczkowa.
W pamięci starszych ojców i braci br. Grzegorz pozostał do dziś jako wspaniały człowiek i werbista, który posiadał największą miłość, bo oddał życie swoje za innych.
Beatyfikowany przez Jana Pawła II w grupie 108 Męczenników czasów II wojny światowej, w Warszawie 13 czerwca 1999 r.
Dokumentacja archiwalna
Archiwum Prowincjalne SVD w Pieniężnie
Bibliografia
Br. Pryscylian SVD, Brat Grzegorz.. W: Jubileuszowy Kalendarz Słowa Bożego, 1949, ss. 69 i 70. Wyd. Księży Misjonarzy Słowa Bożego Górna Grupa; Józef Tyczka ks., Frąckowiak Bolesław (br. Grzegorz), „Nurty SVD”, nr 35, wyd. Księża Werbiści, Bytom 1985, ss. 160-161; O. Józef Arlik SVD, Sługa Boży Br. Grzegorz Frąckowiak - Dla Ciebie Polsko, „Misjonarz”, 1994 nr 10, ss. 43 i 44; O. Józef Arlik SVD, Sługa Boży Brat Grzegorz, „Głos Katolicki. Tygodnik Polskiej Emigracji”, Francja, Belgia, nr 19, 21 V 1995, s. 5; O. Józef Arlik SVD, Sługa Boży br. Grzegorz Bolesław Frąckowiak, W: Zgromadzenie Słowa Bożego (Misjonarze Werbiści). Nasi Misjonarze męczennicy - Słudzy Boży. Pieniężno - Nysa 1994, ss. 28-32; O. Paweł Kiczka SVD, Brat Grzegorz Bolesław Frąckowiak, „Materiały i studia Księży Werbistów” nr 36, „Wspominamy” Ks. Bruno Kozieł, ss. 172 i 173; Archiwum Prowincjalne w Pieniężnie.
Brother Grzegorz Bolesław Frąckowiak was born on July 18th, 1911 in Łowęcice, near Jarocin (the region of Wielkopolska). His parents, Andrzej and Zofia Plończak, owners of an average size farm, had nine sons and three daughters. Two of their children died in infancy. Boleslaw was the eighth child in the family. He was baptized in the parish church of Cerekwica and later went to school in Wojciechowo. He did not want to learn in the German language. In a Polish school he made more progress.
Instead of helping his parents at home Bolek preferred to play performing divine services, saying masses, preaching, etc. His parents did not find him a much helping hand on the farm. As an altar boy, however, he was perfect and soon became the right hand of the parish priest. Growing older he began feeling ashamed to assist at mass with the minor altar-boys, but willingly replaced those absent. Usually he went to confession and received Holy Communion once a month. Still a child he used to mould little crosses and figures of saints in clay and give them to his friends as gifts. On Sundays and feast days before lunch his father had a custom to question the boys about the topic of the sermon the priest preached that day. He never asked Bolek since he was always ready to preach himself. After school Bolek used to visit Bruczków situated nearby where Ms. Wanda Koczorowska ran an orphanage. That house was donated by her to the Divine Word Missionaries in 1927.
Bolek's parents, following the advice of Fr. Poczta, wanted to enrol him in the Minor Seminary. Unfortunately, the poor level of education in the primary school Bolek had attended did not give him a basis good enough for study at the seminary. Besides, the curriculum of the seminary education was meant to meet the needs of older boys. The seminary authorities advised Bolesław to pursue his vocation as a missionary brother. He took their advice and was admitted to Górna Grupa, near Grudziądz, where the Divine Word Missionaries had their postulancy and the novitiate for religious brothers.
Having completed one year of his postulancy Bolesław received his new name: Grzegorz together with his religious habit. It was on September 8th, 1930. He was the most zealous novice and after two years he took his first temporary vows. He worked in the printing press. He learned bookbinding there and soon became the principal bookbinder in the seminary. He worked diligently. He also taught some of the students how to bind books and frame paintings. People remembered him smiling and being always very helpful. He liked to be a helping hand in the sacristy, especially in decorating altars.
Bolek also worked willingly in the kitchen and in the reception where he took particular care of the poor. He used to say that the coming of the poor to the house was the coming of Jesus himself, so they should be received with love. We have his notebooks from that period. He noted prayers and spiritual exercises in them. The latter were called: "Daily Spiritual Exercises" and "Spiritual Exercises". They contain prayers of various authors, but also composed by Bolek himself, directed to the Immaculate Mother of God and to St.Joseph. Bolesław was particularly conscientious in saying so-called "quarterly prayers". The beginning of these prayers "Oh, God, I believe in you." was a genuine expression of his personal faith. Thanks to his natural kindness Bolesław won the esteem of all the members of the house, especially of the students. Br. Grzegorz awaited with joy the day of his perpetual vows because, as he said, "By this act not only in the depth of my heart but also formally I will be fully a member of the Society and I will be dedicated to its ideals". He took his perpetual vows on September 8th, 1938. Before that celebration, Fr. Jan Giczel, the novice master, described Bolek as a "faultless monk".
The beginning of the Second World War was a painful experience for him, as for many others. He became a bit more silent and reserved. He consoled himself with a thought that everything was in the hands of God. He tried to assure himself and the others with that thought even on that fateful solemnity of Christ the King when the Gestapo organized an internment camp in the house for all priests of the region and for the members of the SVD community. Religious brothers were eventually released from the camp but Bolesław remained there to help the internees. In February 1940, when all the priests were sent to the concentration camp Br. Grzegorz left Górna Grupa. At first he went to his brother's house in Poznań. However, there was no possibility to register him there as a resident and he had to leave the city. He went to Łowęcice, his birth place. There he started his underground work. Being in touch with Fr. Giczela, SVD, who was the parish priest in Rusko, and collaborating with his own parish priest Br. Grzegorz taught children religion twice a week and prepared some of them for their First Communion. He was also involved in visiting the sick and the elderly. After the Gestapo arrested Fr. Giczela on October 7th, 1941, Br. Grzegorz took care of the profaned Blessed Sacrament which the Gestapo scattered from the cyborium and left on the table. Br. Grzegorz collected the hosts and kept them in the organist's flat where he stayed himself. That same afternoon and during the whole night a small group of believers kept a vigil adorating Jesus in the Blessed Sacrament. In the morning Br. Grzegorz distributed the Holy Communion leaving some hosts away for the sick and elderly parishioners. He also baptized a few children in the coming days. The people remembered well his piety and dedication in performing these noble celebrations.
Martyrdom
When the German officials in Jarocin took notice that Br. Grzegorz was a bookbinder, they ordered him to take up a job in the printing-press. Willing to keep the spirits of his compatriots up, he started to collaborate in printing an underground newspaper called "For you, Poland". Eventually the Gestapo found out about that secret editorial activity. The arrests of those involved followed. That time Br. Grzegorz had not been a member of the group for about a year. He had talked to Fr. Kiczka, SVD, about his involvement, and the latter advised him to stay away from the whole affair. Fr. Kiczka wrote later about Br. Grzegorz: "He could simply disappear but he did not want to. He asked me whether he could offer himself up for the arrested in Jarocin, though he had nothing to do with the illegal leaflets for a year. I told him that if he felt strong enough to do it would be a heroic act. After confession and Holy Communion he went away.
The next day he was in prison where he asked all the arrested to shift the guilt on him. Apparently it worked since some of them were later released. The Nazis had already 'a thief' to torture..." He was taken away with others from the Jarocin prison to the Fort VII in Poznań. His brother wrote: "I took a parcel for Grzegorz and he also sent me one through the guards. It contained his broken watch, the rosary torn to pieces, torn and blood-stained jacket, too much blood..., an old shirt, also blood-stained. I took parcels to him twice, the third time they did not accept it telling me that he had been away". Br. Grzegorz's brother also remembered hearing from Grzegorz: "I hope our uncle (Wincenty) is at home. Let him be careful since he has been likewise implicated in this affair. I took the blame on myself. I do not care if I am killed. I am alone. He has got wife and children." Br. Grzegorz denounced nobody defending in that way his own brother and the others. He gave only two names of persons he knew they had already confessed themselves.
The way of his martyrdom led through Jarocin, Środa, and Fort VII in Poznan, where he was kept till the end of the year. Dresden was his final stop. His fellow-prisoners (Walenty and Antoni Kaczmarek) remembered Br. Grzegorz leading common prayers of the rosary, litanies and others.
At first the Nazis treated him just like one of the other prisoners. However, when they discovered a holy medal sewn up in his hat, they found out his connections with the clergy and began to treat him with cruelty. He did not defend himself remaining calm and patient. They were taking him to the barracks in Poznan and interrogated and tortured him there several times. The Nazis questioned him mainly about the leaflets. Getting no answers they beat him mercilessly. His connection with the clergy was another reason for their cruelty.
Transferred to a Dresden prison Br. Grzegorz was sentenced to death there. He was decapitated on May 5th, 1943. A couple of hours before his death Bolek wrote a letter to his family. It is worth quoting: "I write this letter to you, my dearest, for the last time in this worthless life and in this valley of tears. When you receive it I will be dead because today on Wednesday, May 5th, 1943 at 6.15 p.m. I will be decapitated. Say "Eternal rest" in my intention, please. I will depart in five hours but you do not cry but pray for my soul and for the souls of our beloved. I am going to greet the Father and all my relatives. I am not sure whether you should tell our Mother that I was decapitated or simply that I died. Do what you think is right. I can tell you that my conscience is clear... I greet you all and will wait for you at our Father's house. I greet all brothers in Bruczków and all my friends. God bless you. Be good Catholics. Forgive me everything, please. I am very sorry for my beloved old Mother. God be with you. See you in heaven. Please, give my cassock back to Bruczków after the war."
In the memory of the old priests and religious brothers Br. Grzegorz remained a wonderful man, an excellent Divine Word missionary who possessed the greatest love - ready to give up his life for his neighbours.
Pope John Paul II beatified him on 13 June 1999 with a group of the 108 Martyrs of World War Two known also as 108 Blessed Polish Martyrs.
In Łowęcice bei Jarocin wurde der Familie Andrzej und Zofia Frąckowiak am 18. Juni 1911 als achtes von neun Kindern ein Junge geboren. In der Taufe, die er in der Pfarrkirche von Cerekwica empfing, gab man ihm den Namen Bolesław. Die Grundschule besuchte er in Wojciechowo.
Daheim hatten die Eltern mit ihrem Sohn in Sachen Schule ganz besondere Schwierigkeiten. Anstatt Schul- und Hausarbeiten zu erledigen, gestaltete er mit seinen Spiel- und Schulkameraden Andachten und "feierte mit ihnen die heilige Messe". Er "predigte" und teilte die "Kommunion" aus. Als Ministrant ließ er sich von keinem Kameraden an Eifer und Zuverlässigkeit übertreffen.
Nachdem er zur Erstkommunion gegangen war, stieg er in der Messdienerhierarchie zur "rechten Hand des Pfarrers" auf. Das wurde anders, als er als junger Mann sich zu groß fühlte, um mit den Kleinen den Dienst am Altar zu teilen. Sollte aber einmal niemand da sein, sprang er gern ein und diente, wie er es früher gewohnt war.
Dass die Eltern großen Wert auf die religiöse Erziehung legten, zeigte sich an einer Besonderheit, für die der Vater an Sonn- und Feiertagen zuständig war. Er fragte am Mittagstisch in der Runde nach dem Inhalt der Sonntagspredigt. Sein Bruder erinnert sich: "Den Bolek fragte er nie, denn der wollte immer gleich die ganze Predigt wiederholen."
Die Zeit nach der Schule verbrachte Bolek immer gern bei Wanda Koczorowska in Bruczków, die dort ein Waisenhaus führte. Als sich 1927 in Bruczków die Steyler Missionare niederließen, um dort in der Pfarrseelsorge zu arbeiten, folgten die Eltern dem Rat des Ortspfarrers Poczta und meldeten Bolesław im kleinen Seminar der Steyler Missionare an. Da die Volksschule dem kleinen Bolek zu wenig mitgegeben hatte, war es für ihn schwierig, dem verkürzten Schulprogramm des Gymnasiums zu folgen.
Um ihn nicht länger zu belasten, gab man ihm den wohlgemeinten Rat, doch Missionsbruder bei den Steyler Missionaren zu werden. So kam er nach Górna Grupa bei Grudziądz, wo die Steyler Missionare ein Postulat und Noviziat für Brüder eingerichtet hatten. Nach dem einjährigen Postulat zog er als junger Brudernovize am 8. September 1930 den Talar an und wählte den Ordensnamen Grzegorz.
Als eifriger Novize arbeitete er in der Druckerei und erlernte das Buchbinderhandwerk. Später wurde er in diesem Handwerk ein erfahrener Lehrherr, der es gut verstand, seinen Lehrlingen die Kunst des Buchbindens zu vermitteln. Neben seiner Tagesarbeit versorgte Boleslaw - Bruder Grzegorz - auch die Sakristei und die Kirche. Wenn Not am Mann war, half er auch gern in der Küche mit. An der Pforte nahm er sich besonders freundlich der Bettler und der Armen an. Für ihn war es jeweils Jesus selbst, der an der Pforte um Brot und Hilfe bat.
Aus jener Zeit stammen auch seine Notizbücher mit Gebeten und den üblichen, religiösen Praktiken. Er sammelte sie unter dem Titel "Tägliche geistliche Übungen". Es sind in der Mehrzahl von ihm empfohlene und geübte Gebete, die er aber aus anderen Büchern und von verschiedenen Autoren übernommen hatte. - Dazwischen gibt es auch Gebetstexte, die von ihm selbst verfaßt wurden: Gebete zu Maria, der unbefleckten Empfängnis, und zum Heiligen Josef. Von den Gebeten aus dem Steyler Gebetsschatz war ihm besonders das Viertelstundengebet ans Herz gewachsen. Für ihn war es "ein von Herzen kommendes Glaubensbekenntnis". Leben aus dem Glauben war der Hintergrund seiner ehrlichen Höflichkeit, die ihm seitens der Mitbrüder größte Hochachtung und Wertschätzung einbrachte.
Als er am 8. September 1938 seine Ewigen Gelübde ablegte, ging sein Herzenswunsch in Erfüllung: "Jetzt gehöre ich nicht nur dem Herzen nach zur Gesellschaft des Göttlichen Wortes, sondern auch offiziell, mit schriftlicher Bestätigung. Ab jetzt sind alle Ideale der Gesellschaft für mich endgültig und verbindlich".
Martyrium
Den Krieg erlebte er mit der ihm eigenen Gelassenheit und mit tiefem Gottvertrauen: "Wir alle sind in Gottes Hand!" Er benutzte jede Gelegenheit, andere aus gläubiger Überzeugung zu ermutigen und mit guten Worten aufzurichten. Am Fest Christi des Königs hatte die Gestapo, die das Haus als Sammellager für Geistliche eingerichtet hatte, den Missionsbrüdern erlaubt, das überfüllte Haus zu verlassen.
Bruder Grzegorz entschied für sich, zu bleiben und den internierten Geistlichen zu helfen. Im Februar 1941, als alle Inhaftierten gezwungen wurden, das Haus zu verlassen, musste auch er aus Górna Grupa weggehen.
Er zog zunächst zu seinem Bruder in die Nähe von Poznań. Da er keine Möglichkeit hatte, sich ordnungsgemäß anzumelden, mußte er kurzfristig die Stadt wieder verlassen. Er fuhr in seine Heimat nach Łowęcice. Mit Einverständnis seines Mitbruders P.Giczel, der damals Pfarrer im nahegelegenen Rusecko war, und mit stiller Genehmigung des Ortspfarrers gab er Kindern zweimal wöchentlich Religionsunterricht und bereitete sie auf die Erstkommunion vor. Daneben besuchte er ältere Pfarrangehörige betete mit ihnen und erzählte ihnen von der heiligen Jungfrau und aus dem Leben der Heiligen.
Als am 7.Oktober 1941 P. Giczel von der Gestapo verhaftet und in ein Konzentrationslager gebracht wurde, lag die ganze seelsorgliche Verantwortung bei Br. Grzegorz. Als einmal die Gestapomänner die konsekrierten Hostien über den Boden verstreut hatten, sammelte Br. Grzegorz alle einzelnen Spezies sorgfältig und ehrfurchtsvoll ein, versammelte Leute der Gemeinde um das Allerheiligste und hielt eine Sühneandacht. Am nächsten Morgen hielt er einen kurzen Wortgottesdienst und teilte an die Anwesenden die hl. Kommunion aus. Einige Hostien bewahrte er für Kranke und Sterbende auf. Er hat auch einige Kinder getauft und andere auf das Sakrament der Firmung vorbereitet.
Boleslaw Frackowiak, naquit le 18 juillet 1911 à Lowecice près de Jarocin (Grande Pologne) dans une famille de cultivateurs, huitième de douze enfants. Il fut baptisé à l'église paroissiale de Cerekwica, suivit les cours primaires à l'école polonaise. Dès son enfance il fut servant de messe, il rendait souvent service au curé. Tous les mois il se confessait et recevait la communion. Le dimanche, son père avait l'habitude d'interroger ses fils sur le contenu du sermon entendu à la messe. Boleslaw savait répéter exactement les paroles du curé.
En 1927 la Société du Verbe Divin ouvrit le Petit Séminaire pour les vocations tardives à Bruczków, non loin du village de Boleslaw. Alors, ses parents, suivant les conseils du curé qui avait découvert en ce jeune homme sa vocation religieuse, l'inscrivirent au cours secondaire. Sorti d'une école de village, Boleslaw ne put pas suivre avec succès l'enseignement du Petit Séminaire. Ses éducateurs lui conseillèrent de devenir frère religieux. Il fut admis au postulat SVD à Górna Grupa en 1929 et, après un an, le 8 septembre 1930, commença le noviciat. Il y reçut le nom religieux de Grégoire. Après deux ans de noviciat, il prononça ses premiers vœux. Toujours souriant et serviable, il apprenait le métier de relieur. Il aidait à la cuisine, à la sacristie et à l'accueil. Il s'occupait tout particulièrement des pauvres en disant qu'un pauvre est le Christ lui-même qui frappe à la porte de la maison et pour cette raison il faut le servir avec amour. De cette période proviennent ses carnets de prières et ses notes : "Exercices spirituels quotidiens" et "Exercices spirituels" dans lesquels, aux prières recopiées de livres pieux, s'ajoutent ses prières personnelles. Les confrères respectaient le frère Grégoire, et les élèves de l'internat lui manifestaient leur estime en le choisissant comme conseiller privilégié. Son directeur spirituel le montrait aux autres comme modèle de religieux. Le Frère Grégoire prononça ses vœux perpétuels le 8 septembre 1938.
La guerre éclata, et la Gestapo transforma la maison religieuse en camp d’internement pour les prêtres. Les religieux qui n'étaient pas prêtres furent autorisés à partir mais le frère Grégoire resta en se proposant comme serviteur des internés. En février 1940, quand on transféra les internés dans un camp de concentration, on l'obligea à quitter Górna Grupa. Tout d'abord il habita chez son frère à Poznan mais, n'ayant pas reçu l’autorisation de séjour, il retourna dans sa famille, au village. Sans tarder il s'engagea clandestinement dans les activités paroissiales. Deux fois par semaine il enseignait le catéchisme aux enfants, les préparait à la première Communion, visitait les malades et les personnes âgées. Après l'arrestation du curé il prit soin du Saint Sacrement et se chargea des affaires de la paroisse.
Les autorités allemandes de Jarocin apprirent, on ne sut comment, que le frère Grégoire était relieur de profession et l'assignèrent au travail à l’imprimerie. Entre temps Grégoire s'était engagé dans la Résistance et colportait un journal clandestin "Pour toi, Pologne" mais il cessa bientôt cette activité sur les conseils de son confrère, le père Kiczka. Quand la Gestapo découvrit le réseau de distribution de ce journal, le frère Grégoire n'y était plus depuis un an. Il n'était donc pas en danger, mais, poussé par l'amour du prochain, il désira aider ses camarades. Il prit conseil du père Kiczka, se confessa et reçut la Communion. Le lendemain il se présenta à la Gestapo et prit sur soi toute la responsabilité du colportage pour sauver les inculpés. A la suite de quoi la plupart d'entre eux furent libérés.
De la prison de Jarocin il fut transféré à Poznan au Fort VII, converti en prison. Son frère écrivit: «Je lui ai apporté un paquet de vivres. Il m'a fait remettre par les gardiens un balluchon contenant une montre cassée, un chapelet déchiré, une chemise tachée de sang, beaucoup de sang...» Son frère retint ses paroles : «Je pense que l'oncle Vincent est à la maison. Qu'il tienne bon. Il a été lui aussi dénoncé. J'ai pris tout sur moi parce que si je meurs, je suis seul, et lui il a une femme et des enfants.»
Frère Grégoire ne dénonça personne et, de cette façon sauva son frère et les autres inculpés. Au Fort VII il resta jusqu'à la fin de 1942. Tous les jours il priait avec les prisonniers. Quand ses oppresseurs découvrirent qu'il était religieux, ils multiplièrent les tortures et choisirent les plus atroces.
Début 1943 il fut transféré à la prison de Dresde où il fut condamné à mort. Quelques heures avant sa mort il écrivit à sa famille : «Pour la dernière fois dans la vie je vous écris cette lettre. Quand vous la recevrez, je ne serai plus de ce monde parce qu'aujourd'hui, 5 mai 1943 à 6h15 du soir je serai décapité. Dites pour moi un Requiem. Dans 5 heures de temps je serai froid mais cela ne fait rien, priez seulement pour le repos de mon âme et des âmes de nos proches. Là-haut je saluerai de votre part notre père décédé et tous les morts de notre famille. Je ne sais pas s'il faut dire à la mère que je suis mort. Faites ce que vous jugerez le mieux. Je n'ai pas de regrets. Je vous salue tous et je vous attends auprès de Dieu. Je salue aussi mes confrères à Bruczków et tous ceux que je connais. Que Dieu vous bénisse ! Restez de bons chrétiens! Je vous demande pardon. J'ai pitié de notre vieille mère bien-aimée. A Dieu, au revoir au ciel ! Mes habits religieux, rendez-les après la guerre aux confrères à Bruczków.»
Dans le souvenir de ses confrères, le frère Grégoire reste jusqu'aujourd'hui l'exemple de l'amour du prochain parce qu'il offrit sa vie pour sauver les autres.
Il a été béatifié par le pape Jean-Paul II, le 13 juin 1999, à Varsovie, parmi les 108 martyrs polonais de la Seconde Guerre mondiale.
El hermano Gregorio Boleslaw Frackowiak nació el día 18 de julio de 1911 en Lowecice cerca de Jarocin en la región de Wielkopolska (Polonia). Sus padres, Andrzej y Zofia, poseían una granja de medianas dimensiones. Boleslaw fue el octavo de nueve hijos. En la familia nacieron ocho varones y tres chicas. Dos de ellas murieron siendo pequeñas.
Recibió el bautismo en la iglesia parroquial en Cerekwica. Acudía a las clases en la escuela primaria en Wojciechowice. No quiso estudiar alemán, pero en la escuela polaca le iba muy bien. En la casa no ayudaba mucho en los trabajos puesto que con otros niños continuamente organizaba oraciones, celebraciones, predicaba, rezaba y repartía la comunión. Lo hacía todo con mucha seriedad, que no parecía que fuese un juego. Desde luego fue un monaguillo ejemplar, la mano derecha del párroco, especialmente después de hacer la Primera Comunión. Cuando creció le daba vergüenza ayudar de monaguillo con los más pequeños, pero los sustituía con mucho gusto cuando hacía falta. Tenía la costumbre de confesarse todos los meses y comulgar. Siendo niño hacía crucecitas y figuritas de barro, luego las secaba en la chimenea y repartía.
Los domingos y días festivos su padre tenía la costumbre de hacer preguntas acerca del contenido de la homilía. A Bolek no le preguntaba, pues él siempre quería repetir el sermón entero. Después de las clases le gustaba visitar el cercano pueblo de Bruczkow, donde Wanda Koczorowska llevaba un orfanato. Cuando en 1927 en Bruczkow se instalaron los Misioneros del Verbo Divino sus padres, siguiendo el consejo del párroco, lo matricularon en el Seminario Menor. El bajo nivel de enseñanza en su escuela primaria no le abría grandes posibilidades. Además, el ritmo de estudio en el Seminario era intensivo para los mayores. Se le aconsejó realizar su vocación como Hermano religioso. Fue admitido en Gorna Grupa cerca de Grudziadz, donde los verbitas tenían el postulantado y el noviciado para los Hermanos.
Después de un año de postulantado, recibió el 8 de septiembre de 1930 el hábito y un nuevo nombre: Grzegorz (Gregorio). Fue el novicio más fervoroso y después de dos años profesó los primeros votos. En la imprenta aprendió a encuadernar y luego desempeñaba este servicio para todo el seminario. Trabajaba con mucho esmero. Transmitió sus conocimientos de encuadernación a varios alumnos. Se lo veía sonriente, muy servicial, le gustaba mucho ayudar en la sacristía, especialmente en el adorno de los altares. Ayudaba también en la cocina y en la portería, donde con mucha dedicación ayudaba a los necesitados. Solía decir que era el mismo Cristo que venía y había que tratarlo con amor. De aquellos tiempos se conservaron sus apuntes con las oraciones y prácticas piadosas titulados: "Los ejercicios espirituales cotidianos" y "Los ejercicios espirituales". Son unas recopilaciones de oraciones ajenas. Algunas son suyas, especialmente a la Virgen Inmaculada y a San José. De entre las prácticas de la vida religiosa destacaba por su dedicación a "Las oraciones del cuarto de hora". El inicio de esta oración: "Dios mío, creo en ti..." reflejaba en su boca una fe auténtica. Como era agradable, educado y muy natural, se ganó el respeto de los miembros de la comunidad y especialmente de los alumnos que acudían a él en busca de consejo. Esperaba la profesión perpetua con ilusión y decía que "No solo de corazón pero también por escrito perteneceré por entero a la Congregación y a sus ideales". El gran momento llegó el 8 de septiembre de 1938. En el informe previo a la profesión el maestro de noviciado el P. Jan Ginczel lo describió como un religioso ejemplar.
El tiempo de la guerra lo afrontó como todos los demás. Tan sólo más tranquilo y reflexivo de lo normal. Se consolaba diciendo que todo está en las manos de Dios. Se afianzaba en este convencimiento y se lo transmitía a los demás, incluso en el momento cuando en la fiesta de Cristo Rey, el día patronal, la Gestapo transformó el seminario en cárcel para los clérigos de la zona y para la comunidad. A los Hermanos se les permitió abandonar el convento. Sin embargo, él prefirió quedarse para ayudar a los sacerdotes encarcelados. En febrero, después de la evacuación de todos los sacerdotes, él también tuvo que abandonar Gorna Grupa. Se instaló en la casa de su hermano en Poznan, pero al no tener la posibilidad de empadronarse, tuvo que abandonar la ciudad. Se fue entonces a su pueblo natal Owecice. Allí empezó su callada actividad. En comunicación con el P. Giczel SVD, que por aquella época era párroco en el cercano pueblo de Rusk y con el consentimiento del párroco local, enseñaba catecismo a los niños dos veces a la semana y les preparaba para la Primera Comunión. Visitaba a los enfermos y ancianos, les hablaba de Dios y de la Virgen Santísima. Cuando el 7 de octubre de 1941 la Gestapo arrestó al P. Giczel y lo llevó al campo de concentración, toda la responsabilidad por el Santísimo, que los nazis habían tirado del copón y dejado en la mesa, recayó sobre el Hno. Gregorio. Durante ese tiempo vivía en la casa del organista y allí llevó el Santísimo. Allí acudieron varias personas y en las horas que quedaban del día y por la noche, adoraban al Señor. Por la mañana el Hno. Gregorio repartió la comunión. Guardó una parte que luego llevó a los enfermos y a los ancianos. También bautizó a algunos niños. La gente recuerda que lo hacía con devoción y sentimiento.
El Martirio
En Jarocin se corrió la voz que el Hno. Gregorio era encuadernador e inmediatamente recibió la orden de trabajar en una imprenta. Para mantener el ánimo de la gente, empezó a distribuir una publicación clandestina llamada "Para tí, Polonia". La Gestapo dio con la pista de esta actividad y empezaron los encarcelamientos. El Hno. Gregorio había dejado de colaborar en el reparto de esta publicación hacía ya un año. Había hablado de ello con su cohermano, el P. Kliczka, quien le desaconsejó tajantemente esa actividad. El mismo P. Kliczka escribe sobre el Hno. Gregorio lo siguiente: "Nuestro hermano Gregorio Franckowiak me visitó en Broszowice el día anterior a su encarcelamiento. Podía haber huido, pero me preguntó si podría cambiarse por los que habían sido encarcelados en Jarocin por causa de las publicaciones. Le respondí que esto era un acto heroico y dependía de sus fuerzas. Después de confesarse y recibir la comunión se fue. Al día siguiente ya estaba en la cárcel donde algunos, incitados por él, le echaban la culpa y quedaban libres. Lo que las autoridades querían era un "chivo expiatorio" para vengarse".
De la cárcel de Jarocin fue trasladado con los que quedaban al Fuerte VII en Poznan. Su hermano escribe: "Le llevé un paquete. Él también mandó uno: un reloj roto, un rosario despedazado, un poco de ropa rasgada y ensangrentada, muy ensangrentada... En dos ocasiones le llevé cosas. A la tercera, ya no aceptaron el paquete porque mi hermano ya no estaba". Su hermano recuerda aun las palabras de Gregorio: "Pienso que el tío (Wincenty) está en casa. Que se mantenga firme, pues lo delataron igual que a mí. Pero yo cargué con la responsabilidad. Si yo muero, estoy solo. En cambio, él tiene esposa e hijos".
El Hno. Gregorio no delató a nadie y de este modo defendió a su hermano y a los demás. Reveló los apellidos de dos personas de las que sabía que anteriormente reconocieron su participación.
La ruta de su martirio iba por Jarocin, Sroda, Fuerte VII (hasta el final del año). En la última etapa llegó a Dresno. Los compañeros de la celda (Walenty y Antoni Kaczmarek) recuerdan como el Hermano dirigía diariamente el rosario y otras oraciones. Al comienzo, los alemanes lo trataron como a los demás. Sin embargo, cuando encontraron una medalla cosida en el interior de la gorra y se dieron cuenta de que él era religioso le amargaban la vida de un modo especial. Él no se defendía, estuvo muy tranquilo y paciente... Lo llevaron a torturar a la Casa del Soldado en Poznan. Lo colocaron en un aparato de tortura y le pegaban, especialmente, en los tendones... Le preguntaban por las publicaciones clandestinas y, al no recibir ninguna respuesta, le volvían a pegar con crueldad, sobre todo por ser religioso.
En Drezno recibió la sentencia de muerte. Fue decapitado el 5 de mayo de 1943. Unas horas antes de morir escribió una carta a su familia que vale la pena citar: "Queridos míos, por última vez desde este valle de lágrimas os escribo esta carta. Cuando la recibáis yo ya no estaré en este mundo. Hoy, miércoles 5 de mayo de 1943 a las 6.15 de la tarde seré decapitado. Rezad por mí un "Dale, Señor, la paz eterna". En cinco minutos estaré frío, pero eso no importa, no lloréis, sino que rezad por mi alma y por las almas de nuestros seres queridos. Saludaré de vuestra parte al Padre y a todos mis parientes. A mamá no sé cómo se lo debéis comunicar: si fui ejecutado o simplemente morí. Haced como os parezca oportuno. Tengo la conciencia tranquila y por eso os escribo. Os saludo a todos y os espero al lado de Dios. Saludo a los hermanos en Bruczkow y a todos mis conocidos. Que Dios os bendiga. Sed buenos católicos. Os pido que me perdonéis. Me da pena mi querida anciana madre. Quedaos con Dios. Hasta pronto en el cielo. Después de la guerra, devolved mis hábitos a Bruczkow".
En la memoria de los cohermanos mayores el Hno. Gregorio quedó hasta el día de hoy como una excelente persona y religioso del Verbo Divino. Hizo gala del amor más grande, porque dio su vida por los demás.
Fue beatificado por Juan Pablo II el día 13 de junio de 1999 junto con 108 otros Martyres de la Segunda Geurra Mundial.
Modlitwa we wspomnienie błogosławionych Werbistów Męczenników
(12 czerwca)
Boże, nasz Ojcze, dziękujemy Ci i wysławiamy Ciebie za Twoje sługi: Ludwika, Stanisława, Alojzego i Grzegorza. Ty powołałeś ich w młodości, aby pracowali w Twojej winnicy. Oni przyjęli Twe Boskie wezwanie i wstąpili do Zgromadzenia Słowa Bożego, aby stać się gorliwymi zakonnikami i misjonarzami. Ze wzruszeniem wspominamy ich miłość do Eucharystii i całkowite zaufanie Tobie. Ich pokora, życzliwość, delikatność, pracowitość, wierność i cierpliwość uzdalniały do całkowitego oddania się w Twoje ręce. Ci słudzy Twoi stali się ofiarami okrucieństwa wojny. Każdy z nich przelał swoją krew, aby dochować wierności Tobie.
Błogosławieni Męczennicy! Ludwiku, Stanisławie, Alojzy, Grzegorzu, wstawiajcie się za nami, abyśmy z gorliwością i oddaniem odpowiadali na nasze misyjne powołanie. Bądźcie dla nas nieustannym natchnieniem, abyśmy potrafili bez narzekania sprostać trudnościom i doświadczeniom życia oraz solidnie pracować i cierpieć dla innych. Módlcie się za nami, abyśmy trwali w naszej misyjnej służbie wobec wszystkich, a szczególnie na rzecz ubogich i potrzebujących. Prosimy o to przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.