Czytelnia

O świecie w kontekście misji

Najważniejszy urodzinowy bal w roku

W jednym z Bożonarodzeniowych listów ktoś życzył mi „dużo prezentów” i, rzeczywiście, w świąteczny tydzień Emmanuel podarował mi ich bardzo wiele. W wigilijny poranek przyjechałam do wioski w prowincji Shanxi, niedaleko głównego miasta tego regionu, Taiyuan.

Na początku trochę mnie zdziwiło, że dom i pokoje takie duże i… zimne, a całe obejście, polskim okiem patrząc, trochę jakby zaniedbane. W domu były wprawdzie kaloryfery, lecz niewiele pomagały: pomieszczenia były obszerne, okna duże i nieszczelne, a przenikliwy wiatr silny. Pierwszy raz całe Święta spędzałam… w kurtce, zarówno w domu, jak i w kościele.

Tekst oraz fotografie pochodzą z numeru 12/2012 miesięcznika MISJONARZ

Przed południem mogłam pomóc trochę przy sprzątaniu i przygotowywaniu kaplicy – to też była miła niespodzianka, mogłam choć trochę włączyć się w przedświąteczne przygotowania. Po obiedzie miałam sporo czasu na modlitwę i oswojenie się z nowym miejscem i sytuacją. Otoczenie, sytuacja, atmosfera bardzo różniły się od tych, których w różnych miejscach do tej pory doświadczałam w czasie Bożego Narodzenia. I tu, wobec całej tej, trochę trudnej inności (zwłaszcza przez dokuczliwe zimno) Przychodzący Pan Jezus podarował mi kolejny dar – otwarcie się na to wszystko, co miało się wydarzyć. A wydarzyło się bardzo wiele.

 

Wigilijny wieczór

W wigilijny wieczór nie było uroczystej wieczerzy. Była natomiast Msza św. Wigilii, poprzedzona ok. półgodzinną modlitwą ludzi. Chwilę po skromnej kolacji zaczęło się prawdziwe przyjęcie urodzinowe. Całe otoczenie kościoła przyozdobione było mnóstwem świateł, chorągiewek i papierowych mikołajów. Na przykościelnym placu przygotowano scenę, a w miejscu „widowni” rozpalono ni to ogniska, ni piecyki, przy których można było trochę się ogrzać.

O godz. 20.00 rozpoczął się program. Dzieci, młodzież i dorośli, wśród których były 80-letnie członkinie Trzeciego Zakonu Franciszkańskiego, prezentowali piosenki, wiersze, tańce, skecze, scenki biblijne i z życia wzięte. Poszczególne punkty programu zapowiadane były przez cały zastęp konferansjerów, a od czasu do czasu pojawiał się Mikołaj (całkiem zachodni), który i zagadywał widownię, i ze swego dużego worka rzucał w tłum cukierki.

Całość trwała do godz. 23.30. Cały czas plac pozostawał wypełniony ludźmi, którzy, nie zważając na zimno, w ten sposób rozpoczynali świętowanie Bożego Narodzenia. Uderzyło mnie, że bardzo długie partie – wiersze, piosenki, skecze – wykonywano z pamięci. To znak, że przygotowania do tego szczególnego, urodzinowego wieczoru zaczęli dużo wcześniej. Wyglądało na to, że niemal każdy mieszkaniec wioski chciał coś przygotować i przedstawić na te najważniejsze w roku Urodziny. Niektórzy występowali nawet w kilku różnych punktach programu.

 

Procesja i 12-piętrowy tort

O godz. 23.30 zaczęła się procesja. Uśmiechnęłam się na widok ok. 30 ministrantów, wszystkich w komżach i… czerwonych, mikołajowych czapkach z białym pomponem. Procesja, z pustym Bożonarodzeniowym baldachimem, ruszyła sprzed kościoła w stronę ośrodka zdrowia, gdzie z przygotowanego miejsca zabrano figurkę Nowonarodzonego, by zanieść ją do świątyni i złożyć w żłóbku. Baldachim otaczały dziewczynki przebrane za anioły, a całej procesji towarzyszyły tak liczne i głośne fajerwerki i wystrzały z rozstawionych pięciu armat, że chwilami (zwłaszcza blisko tych armat!) procesja musiała się zatrzymywać, by nie wejść w kłęby dymu czy spadające iskry. Jak ważne urodziny, to ważne urodziny! Poza tym, wszak to w Chinach proch wynaleziono…

Procesji, a potem uroczystej Pasterce towarzyszyły dwie orkiestry: żeńska, dęta i męska, w której panowie grali m.in. na miniaturowych tzw. chińskich organach. Kościół, prócz żłóbka i choinki, udekorowany był mnóstwem różowych balonów i tiulem. W głównej nawie zrobiono balonową bramę, przez którą wniesiono Dzieciątko Jezus. Ludzie żywo i głośno włączali się w bardzo piękne tutejsze kolędy. Czytania i psalm śpiewały dziewczynki; były też komentarze do czytań. Podczas procesji z darami do ołtarza przyniesiono różne owoce, a Mikołaj, z pomocą innych, przywiózł 12-piętrowy urodzinowy tort, który umieszczono przy żłóbku. Cała Eucharystia była bardzo uroczysta, podniosła i radosna zarazem.

W dzień Bożego Narodzenia, zarówno na Mszy św. „o świcie”, sprawowanej przed południem, jak i „w dzień”, odprawianej po południu, kościół był pełen. Po dzieciach i ich kolorowych ubrankach poznawałam, że sporo ludzi uczestniczyło we wszystkich Mszach tej uroczystości. I za każdym razem przed Eucharystią odmawiali i śpiewali półgodzinne modlitwy, a po – kolejne przez 20 minut. Co ciekawe, prawie wszyscy te długie modlitwy i pieśni śpiewali z pamięci – i dorośli, i np. 10-letni chłopcy.

W drugi dzień Świąt były też dwie Msze św., po przedpołudniowej urodzinowy tort wyprowadzono na zewnątrz, gdzie poczęstowano nim dzieci. Część tortu, już po południu, dorośli i dzieci (znów w mikołajkowych czapkach!) poroznosili ludziom starszym, chorym i samotnym do domów. W tej parafii jest zwyczaj, że kapłan, przed rozdaniem Komunii św., błogosławi dzieci, które do Komunii nie przystępują. Maluchy, ledwie umiejące chodzić, a niektóre prowadzone przez troszkę starsze od siebie dzieci, spieszą więc do ołtarza, by po chwili wrócić z błogosławieństwem i rozpromienionymi i poważnymi jednocześnie buziami.


Bożonarodzeniowe prezenty

Bardzo cennym Bożonarodzeniowym prezentem był dla mnie fakt, że mogłam przeżyć ten czas pośród katolików, razem wychwalając Boga za cud Wcielenia i Bożego Narodzenia. Po długim czasie w Pekinie, w środowisku, które w dużej mierze nie wie, kto to jest Jezus Chrystus, bardzo brakowało mi bliskości kościoła z tabernakulum i żywej wspólnoty chrześcijan: Eucharystii sprawowanej w większym gronie, zwykłej wspólnoty parafialnej, wspólnej modlitwy i śpiewu. Świętowanie w takim gronie mówiło mi też, że są – także w Chinach – wspólnoty, gdzie ludzie potrafią i chcą modlić się razem przez kilka godzin w świąteczny dzień i modlitwa ich nie nudzi, lecz jest ważną, integralną częścią życia.

Zresztą, także w przerwie między Mszami dzieci i dorośli kręcili się w pobliżu kościoła i pomieszczeń parafialnych. Po części pewno nie mając tu wielu innych atrakcji, a po części – właśnie w parafii czuli się u siebie i wspólnie organizowali różne dobre przedsięwzięcia. W drugi dzień Świąt czekały mnie kolejne niespodzianki. Ktoś napomknął, że w pomieszczeniach naprzeciw domu, w którym mieszkałam, zmarła bł. siostra Assunta ze zgromadzenia Franciszkanek Misjonarek Maryi.

Przed przyjazdem do Chin pracowałam w Ośrodku Migranta Fu Shenfu w Warszawie razem z tymi siostrami, czytałam krótką biografię tej błogosławionej. Umknęło mi jednak, że oto jestem w miejscu, z którego Pan Bóg zabrał ją do Siebie. Wielka była moja radość, gdy za skromnymi drzwiami zobaczyłam niewielkie, ale ładnie urządzone muzeum i kaplicę dedykowane bł. s. Assuncie. W zimie miejsce to jest zwykle zamknięte, latem, gdy odbywają się tu rekolekcje, kursy biblijne itp., tętni życiem.

Ze wzruszeniem i ufnością prosiłam tę błogosławioną siostrę o wstawiennictwo u Boga – za Chiny, za franciszkanki misjonarki, za wszystkich misjonarzy, misjonarki i chrześcijan w tym szczególnym kraju. Po południu miałam okazję udać się do pobliskiego sanktuarium Matki Bożej Bolesnej.

Do kościoła, zbudowanego w chińskim stylu (choć to Chiny, niezbyt często można spotkać tu kościoły wykorzystujące elementy tradycyjnej chińskiej architektury), prowadziła dość długa Droga krzyżowa. Do placu kościoła natomiast – wysokie schody, jak do ważnych, tradycyjnych miejsc kultu w tym kraju. W Niedzielę Palmową oraz 15 września odbywają się tu wielkie uroczystości, gromadzące tysiące ludzi. Słyszałam też, że niektórzy mieszkańcy wioski, bez względu na porę roku, codziennie rozpoczynają swój dzień Drogą krzyżową odprawianą ok. godz. 5.00, po której w kościele na górze odmawiają poranne modlitwy.

 

Rąbek Tajemnicy Wcielenia

Kolejne dni spędziłam w okolicy Handan, w prowincji Hebei, w klasztorze sióstr lokalnego zgromadzenia zakonnego. Miałam okazję zobaczyć kilka miejsc, ważnych dla wspólnoty katolików tutaj, takich jak niższe seminarium oraz ośrodek, w którym organizuje się kursy formacyjne dla młodzieży, a także dla sióstr różnych zgromadzeń. 30 grudnia wróciłam do Pekinu.

Przez ten ostatni tydzień mogłam w różny sposób doświadczyć zarówno prostoty i trudnych warunków życia, jak i wielkiego bogactwa i radości płynących z wiary w Pana Jezusa, dzielonej we wspólnocie chrześcijan. Wszystko to odkrywało rąbek Tajemnicy Wcielenia – Bożego przyjścia z Nieba na ziemię, by zamieszkać pośród nas, ludzi. Niech celebrowanie Bożego Narodzenia umacnia i pogłębia radość z wiary i należenia do Pana. Niech Pan Bóg słucha i wysłucha psalmu śpiewanego u początku roku i w uroczystość Objawienia Pańskiego: by sławiły Go wszystkie narody i by wszyscy królowie oddali Mu pokłon.

Weronika Maria Klebba SSpS