Z cyklu "Zamyślenia (nie tylko) misyjne"
- Skąd we mnie było tyle misyjnego zapału i odwagi? – pyta sam siebie o. Adam Pirożek SVD podczas nagrywania kolejnego odcinka misyjnego podcastu Równoleżnik M.
Ojciec Adam wyjechał na misje do Ameryki Południowej w czasie stanu wojennego w sierpniu 1982 r. Wyjeżdżając, nie wiedział, czy kiedykolwiek powróci do Polski.
Rok temu młodzież, która w maju ma przystąpić do egzaminu dojrzałości, nie mogła nawet przypuszczać, że nie będzie w tym roku studniówki. Co w tej chwili myślą? Wszystko było już wiele miesięcy temu zaplanowane. Z pewnością dadzą sobie radę, ale tego czasu, który odebrała im pandemia koronawirusa, nie da się już nadrobić na lekcjach online, ani w życiu. Zawsze pozostanie też w przyszłości pytanie i niepewność, czy takie obostrzenia były potrzebne do walki z wirusem.
Miałem podobne doświadczenie. Maturę zdawałem w czasie stanu wojennego w 1982 r. Miała być studniówka i powrót przed godziną policyjną. Stwierdziliśmy jednak, że nie jest to czas na zabawę. Rozmawialiśmy o tym długo w klasie i postanowiliśmy, że po pacyfikacji kopalni „Wujek” – najmłodszy z zastrzelonych miał zaledwie 19 lat – to czas żałoby i zostaliśmy domu. Inne klasy przyszły, ale nie było balu. Dyrekcja tarnowskiego I Liceum Ogólnokształcącego rozesłała wszystkich do domu.
W tym samym czasie o. Adam i dziewiętnastu jego współbraci przygotowywało się do święceń kapłańskich w Pieniężnie. Piętnastu z nich miało przeznaczenia misyjne. Byli już też diakonami. Wszystko było zaplanowane. 13 grudnia postawił wszystko pod znakiem zapytania. Wyjazd do rodziny na Boże Narodzenie, który miał być czasem pożegnania z bliskimi, został odwołany. Wszyscy zostali w Pieniężnie i czekali na dalszy rozwój wypadków.
Przełożeni byli w stałym kontakcie z komunistycznymi władzami. Data święceń została potwierdzona na 16 kwietnia 1982 r. Wszystko poszło w miarę sprawnie. Rząd wyraził zgodę na wyjazd misjonarzy za granicę pod warunkiem, że wszyscy po święceniach stawią się na kilkudniowe szkolenie w Warszawie, zorganizowane przez Urząd do Spraw Wyznań. Prócz werbistów był jeszcze jeden franciszkanin i jedna siostra zakonna. Wśród instruktorów był nawet Stanisław Ciosek, minister i członek KC PZPR. Ojciec Adam wspomina, że wszyscy ich uspokajali i tłumaczyli, że stan wojenny był koniecznością, a oni mają być za granicą ambasadorami Polski.
Później było zaskoczenie. Kiedy zgłosili się po odbiór paszportów w Elblągu, okazało się, że służą one tylko do jednokrotnego przekroczenia granicy.
– Kiedy wracaliśmy do Pieniężna z paszportami w jedną stronę, zdaliśmy sobie sprawę, że wracają czasy początku naszego zgromadzenia, kiedy św. Józef Freinademetz wyjeżdżał w 1879 r. na misje do wymarzonych Chin i wiedział, że już nigdy więcej nie powróci do domu – mówi z załamującym się głosem w gardle długoletni misjonarz z Boliwii.
Stan wojenny ograniczył gwałtownie wolność zewnętrzną Polaków. Obostrzenia epidemiczne też ją ograniczają. Isaiah Berlin w eseju Dwie koncepcje wolności pisał, że tylko wolność negatywna jest prawdziwą wolnością. Tak często uważają liberałowie, którzy wolność mierzą zakresem, w jakim nikt nie ingeruje w naszą działalność. Jest ona niewątpliwie ważna i bardzo często zagrożona przez interwencję rządów, które mają monopol na przemoc i agresję na swoim terytorium. Należy zawsze walczyć o jej poszerzenie, ale ograniczenie wolności negatywnej lub nawet jej utrata nie przeszkadza człowiekowi w odkrywaniu i dążeniu do Prawdy. Kościół naucza, że nikt nie jest w stanie mu odebrać wolności pozytywnej, gdyż wszystko rozgrywa się w najgłębszych zakamarkach ludzkiego serca.
Ojciec Adam wyjeżdżał z Polski trzy miesiące po święceniach i nie wiedział, czy będzie mógł za pięć lat przyjechać na pierwsze wakacje do ojczyzny. Przyjechał, ale był to jeszcze powrót z paszportem konsularnym, z którym był traktowany we własnym kraju jak cudzoziemiec.
Misjonarzowi to tak bardzo nie przeszkadza. Ma inny cel. Pisał o tym św. Józef Freinademetz zaraz po przylocie do Hongkongu, kiedy bp Timoleone Raimondi wysłał go naukę języka chińskiego do odosobnionego miejsca na Półwyspie Sai Kung: „Jakby budząc się z głębokiego snu, nagle odkryłem, że jestem w zupełnie nowym świecie i co za świat! Wszystko się zmieniło, nie wykluczam siebie. (…) Główne zadanie wciąż pozostaje do wykonania: wewnętrzna przemiana” (cytat z Franz Bornemann SVD, As Wine Poured out: Blessed Joseph Freinademetz SVD Missionary in China 1879-1908, Rome 1974).
Św. Józef chciał zrozumieć Chińczyków i zostać Chińczykiem dla Chińczyków. To jest zadanie misjonarza na całe życie i paszport w jedną stronę nie koniczynie musi w tym przeszkadzać.
Jacek Gniadek SVD
Za: Komunikaty SVD
Rozmowa z o. Adamem Pirożkiem SVD jest dostępna na naszym podcaście "Równoleżnik M. O misjach inaczej". Odsłuchać jej można na www.rownoleznik.werbisci.pl lub w serwisach SoundCloud, Spotify, Apple Podcast, Google Podcasts, TuneIn i Stitcher.