Na Tajwanie werbiści podejmują wiele inicjatyw i prac. Największa liczba współbraci zaangażowana jest w pracę parafialną oraz edukację. Parafie są małe, jeśli mierzyć je liczbą katolików przychodzących do kościoła czy należących formalnie do parafii. Z drugiej jednak strony są całkiem spore, jeśli weźmie się pod uwagę olbrzymią liczbę niechrześcijan dookoła.
Wynika z tego, że parafie tutaj nie mogą być ograniczone do zwyczajnych form duszpasterstwa, które oczywiście są niezbędne, ale muszą poszukiwać dróg dotarcia do ludzi nie należących do Kościoła. Dotyczy to tym bardziej działalności edukacyjnej.
Obecnie moim głównym zadaniem jest praca na tym właśnie polu, choć nie uchylam się również od wcześniej wymienionego – Mszy Świętych czy zastępstw na parafiach. Na Katolickim Uniwersytecie Fu Jen, na którym pracuję (oprócz tego mam również wykłady na Tajwańskim Państwowym Uniwersytecie Pedagogicznym w Tajpej), większość studentów to niechrześcijanie. Zainteresowani mogą oczywiście zapisać się na kurs katechezy katolickiej czy brać udział w modlitwach czy nabożeństwach, organizowanych przez katolickiego kapelana.
Nie jest łatwo do nich dotrzeć z przesłaniem ewangelicznym. W niejednym przypadku potrzeba najpierw swoistej preewangelizacji, aby ci młodzi ludzie zaczęli myśleć o czymś więcej, niż tylko o zabawie, pieniądzach i robieniu kariery. W tym celu w system nauczania na naszym uniwersytecie wbudowane są specjalne wykłady, które mają ułatwić studentom refleksję nad tym, co naprawdę wartościowe i trwałe.
O. Wojciech Rybka SVD w kościele werbistów pw. Trójcy Przenajświętszej w Nowym Tajpej, dystrykt Xindian, Tajwan (fot. archiwum autora)
Wykłady te są obowiązkowe dla wszystkich studentów, niezależnie od tego, co studiują. Są one podzielone na trzy kursy: pierwszy z nich nazywa się „wprowadzenie do życia uniwersyteckiego”, drugi „filozofia życia” i trwa przez dwa semestry, dwie godziny w tygodniu, trzeci zaś to „etyka zawodowa” w wymiarze dwóch godzin tygodniowo przez jeden semestr.
Tajwan bardzo dobrze sobie radzi z problemem koronawirusa, dlatego też wykłady na naszej uczelni odbywają się w miarę normalnie. Obecnie, oprócz innych wykładów, prowadzę jeden kurs filozofii życia, zaś w następnym roku akademickim będę miał do prowadzenia co najmniej dwa takie kursy oraz etykę zawodową.
Prowadzenie wykładów z filozofii życia to nie jest wdzięczne zajęcie. Owszem, są studenci, którzy są zainteresowani, jednak wielu jest takich, którzy traktują ten przedmiot jak zło konieczne, które trzeba „odbębnić”, żeby dostać dyplom. Próbujemy więc wprowadzać takie formy nauczania, które zainspirują ich do twórczej refleksji, a jednocześnie dadzą im poczucie, że robią coś wartościowego. Jedną z takich form jest uczenie się poprzez zaangażowanie (service-learning), w ramach którego studenci odbywają w małych grupach kilka godzin wolontariatu w wybranej przez siebie instytucji charytatywnej czy pożytku publicznego. Następnie dzielą się zdobytym doświadczeniem na forum klasowym.
Klasy filozofii życia są zazwyczaj dość duże - moja liczy sobie 67 studentów. W tym wszystkim potrzeba bardzo dużo cierpliwości, bo nie zawsze można dostrzec efekty tego typu pracy. Co nie znaczy, że tych efektów nie ma, czy kiedyś nie będzie.
Pamiętam, jak kilka lat temu na parafii, w której wówczas pracowałem, jedna pani przygotowująca się do chrztu przyznała się, że w młodości ukończyła Katolicki Uniwersytet Fu Jen i bardzo miło wspomina pracujących tam księży i siostry zakonne. Podczas studiów uniwersyteckich bardzo duże wrażenie zrobiło na niej podstawowe chrześcijańskie przesłanie, że Bóg ją kocha.Dla niektórych stwierdzenie „Bóg cię kocha” pewnie brzmi jak wyświechtany slogan, dla niej jednak to było odkrycie. Mówiła dla porównania, że nigdy nie usłyszała od buddystów, że Budda ją kocha. No i to odkrycie przyczyniło się do tego, że kilkadziesiąt lat później zdecydowała się zapisać na kurs przygotowujący do chrztu. Tak więc trochę to trwało, ale dobry owoc w końcu się pojawił.
Takich przykładów z pewnością jest dużo więcej.
Wojciech Rybka SVD, Tajwan
Za: Komunikaty SVD