Wiadomości

ŚWIAT MISYJNY

Józef Freinademetz - z Tyrolu do Chin
Rok 1901. Św. Józef Freinademetz (w środku) ze współbraćmi w Wangchuang (fot archiwum SVD)

Józef Freinademetz - z Tyrolu do Chin

Wytrwałość jest cechą, której często nam brakuje. Łatwo się zniechęcamy, kiedy okazuje się, że stojące przed nami wyzwania wymagają dużego wysiłku. Warto wtedy poszukać pomocy u św. Józefa Freinademetza, niestrudzonego misjonarza Chin.

Był zimowy wieczór. Mały Józef wpatrywał się w przestrzeń za oknem, gdzie królowały górskie szczyty. Dźwięki porywistego wiatru raz po raz wypełniały pokój na piętrze. Nagle chłopiec zdał sobie sprawę, że nieustannie przypominają mu się słowa, które usłyszał w kościele: maleństwa o chleb błagały – a nie było, kto by im łamał (Lm 4,4). Po chwili świst wiatru ucichł, a widok gór otoczonych ciemnością uformował się w obraz. Józef zobaczył tysiące dziecięcych twarzy. Błagalnym wzrokiem wpatrywały się w niego, a usta wykrzywione głodem błagalnie szeptały: „Pomóż nam! Pomocy…”. Po chwili wszystko zniknęło, ale obraz dzieci błagających o pomoc utkwił w pamięci Józefa do końca życia. Nie wiedział jeszcze, że to początek jego misyjnego powołania.

W rodzinnych Dolomitach

Józef Freinademetz pochodził z Oies, miejscowości otoczonej pasmem Dolomitów, wówczas leżącej na terenie Austro-Węgier, a obecnie na terenie Włoch. Jego rodzice zajmowali się uprawą roli. Wiara była nieodłącznym elementem życia rodziny przyszłego misjonarza, a modlitwa przeplatała się z domowymi obowiązkami – rozpoczynała i kończyła dzień, towarzyszyła posiłkom i pracy. Szczególne świadectwo wiary dawał tata Józefa, który regularnie przystępował do spowiedzi i przyjmował Komunię świętą. W ciepłych miesiącach, w każdą sobotę pielgrzymował również do sanktuarium św. Krzyża w Badii. W pielgrzymowaniu od młodych lat towarzyszył tacie Józef, dla którego wspólne wędrówki stały się szkołą rozważania cierpienia Jezusa i umiłowania krzyża. 

Przez cztery lata Józef był uczniem szkoły w Badii, a następnie rozpoczął naukę w szkole w Bressanone. Tam też ukończył gimnazjum, a po uzyskaniu świadectwa dojrzałości w 1872 r. wstąpił do seminarium duchownego. Trzy lata później nadszedł dla Józefa wielki dzień – otrzymał święcenia kapłańskie. Jego pierwszą parafią było San Martino, położone w rodzinnych stronach ks. Józefa.

eu1622Oies w dolinie Badia w Tyrolu - miejsce urodzenia św. Józefa Freinademetza (fot. Vaclav Mucha SVD)

Powołanie w powołaniu

Przez cały okres studiów teologicznych Józefowi towarzyszyła wizja, którą zobaczył w dzieciństwie, a w sercu kiełkowała myśl, by zostać misjonarzem i nieść pomoc maleństwom, które o chleb błagały (por. Lm 4,4). Jednak sam moment decyzji poprzedziły długie godziny modlitwy przed Najświętszym Sakramentem. Impulsem do działania była informacja o domu misyjnym w Steylu. Za zgodą miejscowego biskupa ks. Józef wyjechał do Holandii i wstąpił do Zgromadzenia Słowa Bożego, gdzie pod życzliwym kierownictwem ks. Arnolda Janssena, założyciela zgromadzenia, przygotowywał się do pracy na misjach.

Już rok później o. Freinademetz wyruszył do Chin. Towarzyszył mu o. Jan Anzer SVD, z którym wcześniej poznawał język chiński. Początkowo o. Józef zamieszkał w wiosce Saikung, gdzie pomagał włoskiemu misjonarzowi i kontynuował naukę języka. Zdawał sobie sprawę, że przede wszystkim to narzędzie pozwoli mu głosić Ewangelię i być blisko mieszkańców wioski w ich codzienności. I choć język chiński jest skomplikowany, to o. Józefowi nie brakowało motywacji ani zdolności w tym kierunku. Zadanie ułatwiał mu fakt, że od dzieciństwa miał kontakt z wielojęzycznością – wśród rodziny i krewnych posługiwał się językiem ladyńskim, ale w szkole i urzędach należało używać języka niemieckiego. Od maja 1880 r. zaczął odwiedzać okoliczne wioski, w których nie mieszkali chrześcijanie, by nawiązać nowe znajomości. Wśród miejscowych zyskał określenie Fu Shenfu (szczęśliwy kapłan).

eu1622Św. Józef Frinademetz (z prawej) ze współbraćmi na misyjnym szlaku (fot. archiwum SVD)

W maju 1881 r. przed o. Józefem stanęło nowe wyzwanie – przeprowadzka do południowego Szantungu, gdzie wśród dziewięciu milionów mieszkańców żyła grupa ok. 158 chrześcijan. To właśnie nimi miał zaopiekować się o. Freinademetz. Wśród glinianych chat miejscowości Puola, która stała się jego nowym domem, spełniała się wizja sprzed lat – o. Józef spotykał się z mieszkańcami, niosąc im chleb życia – Boże Słowo. Gdy spotkane rodziny były zainteresowane jego nauczaniem, pracę misyjną kontynuował katechista, który – dzięki rodzimej znajomości języka – mógł skuteczniej przekazywać prawdy wiary. Zadanie to dodatkowo ułatwiały materiały opracowane przez o. Józefa, m.in. objaśnienia katechizmu, reguły postępowania dla przewodników gmin chrześcijańskich oraz refleksje do kazań. 

Tuż po złożeniu wieczystych ślubów zakonnych w Zgromadzeniu Słowa Bożego, 15 sierpnia 1885 r., o. Józef zaczął realizować kolejne misyjne zadania. W grudniu tego samego roku został mianowany zastępcą i prowikariuszem biskupa południowego Szantungu. Później trafił do stacji misyjnej w Wangchuang, a następnie kierował nowo założonym seminarium duchownym. W 1900 r. o. Arnold Janssen mianował o. Józefa prowincjałem w południowym Szantungu. Zarażony tyfusem, niosąc pomoc potrzebującym w czasie epidemii, zmarł 28 stycznia 1908 r. w Taikia, gdzie spoczął na cmentarzu misyjnym przy 12. stacji drogi krzyżowej.

eu1622Św. Józef Freinademetz w 1902 roku. Fotografia koloryzowana (fot. archiwum SVD)

Modlitwa – klucz do raju

Niełatwo jest poświęcić wszystko, by odkryć piękno zupełnie odmiennej kultury, pokochać ludzi tam żyjących i nieść im Ewangelię. Jednak udało się to właśnie o. Józefowi Freinademetzowi, a – jak sam powiedział – skłoniła go do tego „miłość do Jezusa i do dusz nieśmiertelnych”. 

Siłę do kolejnych zadań o. Józefowi dawała modlitwa, o której mówił, że jest kluczem do raju. Także we wspomnieniach świadków jego życia zapisał się jako człowiek, który głęboko przeżywa każdą minutę rozmowy z Bogiem. „Klęczał on najczęściej na chórze kościoła; a dla nas było zawsze niezwykłym przeżyciem widzieć go pogrążonego w modlitwie. Obraz tego klęczącego księdza pozostał niezatarty w mojej pamięci. Miało się wrażenie, że nic nie mogłoby mu przeszkadzać. Był wielkim człowiekiem modlitwy. Jego pobożność była otwarta na drugich i przeniknięta wielką gorliwością.” – w ten sposób opisywał go kard. Thomas Thien, pierwszy Chińczyk mianowany kardynałem.

Misyjna posługa o. Józefa przypadła na okres pełen niebezpieczeństw. Jednak jego odwagą i ufnością w Bożą wszechmoc nie zachwiały prześladowania chrześcijan czy inne trudności, których doświadczał. Wierzył, że w każdej – nawet najgorszej sytuacji – ostatnie słowo należy do Boga. To cenna lekcja, którą zostawił nam niestrudzony misjonarz, o. Józef Freinademetz SVD. 

Agnieszka M. KAMIŃSKA
Tekst za: MISJONARZ (nr 1/2025)