Od blisko 3 lat posługuję w parafii św. Meinarda w Ikšķile, która jest położona pod Rygą na Łotwie. Przyjechałem tutaj parę lat temu, aby odprawić jedną Mszę św. w zastępstwie, a jestem już 3 rok. Końcem stycznia 2025 roku została zawarta umowa między Metropolią Ryską a naszym Zgromadzeniem na okres 25 lat posługi w tutejszej parafii.
W tym liście nie chciałbym się koncentrować na życiu parafialnym, a na wydarzeniu, które ukazuje mi mądrość Boga i Jego niezrozumiałe drogi, po których nas prowadzi. Na wiosnę ubiegłego roku wyraziłem chęć posługi w ryskim więzieniu. Ze względu na poprzedniego kapelana, który już jest w emerytalnym wieku i pogarszający się stan jego zdrowia, biskup wyraził aprobatę i tak zaczęła się moja historia związana z osadzonymi.
Adoracja Najświętszego Sakramentu w Ikšķile (fot. archiwum autora)
Pierwszy raz, kiedy przyjechałem do więzienia, pamiętam kobietę z kilkuletnią dziewczynką oczekującą na spotkanie ze swoim mężem. Dziewczynka przeskakiwała między kałużami, które powstały po deszczu. Pomyślałem sobie, że ten świat nie powinien być światem dla dzieci. Życie jednak jest brutalniejsze niż nam się wydaje. Życie często nie zna miłosierdzia i tak ta mała dziewczynka, zamiast spędzać czas z koleżankami, bawiąc się lalkami, czekała wraz z mamą na wejście do więzienia, aby zobaczyć swojego tatę.
Będąc w posiadaniu przepustki wejście na teren zakładu karnego nie jest trudne. Pierwszy punkt to recepcja, gdzie okazuje się dokumenty. Następnie wszelkie rzeczy osobiste, jak portfel, klucze, dokumenty, zostawia się w depozycie. Kolejnym punktem jest kontrola osobista. Kiedyś pani zadała mi pytanie, czy mam coś w kieszeniach. Nie byłem przekonany, czy czegoś nie zostawiłem. Odpowiedziałem, że chyba nie. Na to funkcjonariuszka stanowczo powiedziała: albo coś jest, albo niczego nie ma! Zrozumiano! Od tego czasu zawsze odpowiadam, że kieszenie mam puste.
Później wychodzę na prostą i kieruję się prosto do kaplicy, gdzie czekam na schodzących się więźniów. Przekrój jest szeroki – lekarze, adwokaci, policjanci, złodzieje, mordercy i tak dalej. Więźniowie, którzy przychodzą na Msze świętą, w większości z szacunkiem odnoszą się do duchownych. Miałem tylko jedną sytuację, kiedy podniosłem głos na dwóch więźniów, którzy zachowywali się niedojrzale (śmiechy, wygłupy). Kiedy zwróciłem się do nich, aby przestali się śmiać, zrozumieli swój błąd. Zamilkli i zaczęli uważnie słuchać Słowa Bożego. Po Mszy zamieniłem kilka słów z jednym z nich.
Kościół św. Meinarda w Ikšķile jest ciągle jeszcze w budowie (fot. Jan Biernat SVD)
Często posługa w więzieniu nastawiona jest na spotkanie z jednym z osadzonych, który poszukuje Bożego miłosierdzia. Nierzadko jest to człowiek pragnący zaznać spokoju po latach bycia w poczuciu ciągłego osądzania przez bliskich, współwięźniów. Pamiętam, że kiedyś powiedziałem do więźniów, że ich obecność dużo wnosi do mojego życia, do posługi. Myślę, że więcej oni dają swoją obecnością, niż ja mogę im dać poprzez swoją posługę. Takie jest życie, usłane paradoksami. Niezrozumiałymi sytuacjami. O jednym spotkaniu chciałbym Wam opowiedzieć, abyście nie tracili nadziei w Bożą Opatrzność w doczesnym życiu.
Kiedy pierwszy raz przyjechałem do ryskiego więzienia spotkałem się z osadzonym Mihailem. Zadał mi pytanie, czy jeszcze żyje ksiądz Konstantīn Bojārs. Odpowiedziałem, że owszem. Była wiosna 2024 roku. Mihail opowiedział mi, że wraz z księdzem Bojarsem pracował w policji, w wydziale kryminalnym. Ksiądz Bojars, będąc już schorowanym emerytem, zaprosił mnie przed 3 laty do posługi w Ikskile. Potrzebował po prostu pomocy. Jego życie nie było zwyczajne. W latach 50. ubiegłego wieku, przyjął święcenia kapłańskie. Po kilku latach odszedł z kapłaństwa. Być może padł ofiarą służb komunistycznych, być może były inne powody. Założył rodzinę, skończył prawo, zaczął pracować w policji kryminalnej. Po kilkunastu latach wrócił do kapłaństwa, posługując dla Boga i ludzi przez ostatnie swoje 30 lat życia ziemskiego.
Mihail, jak już wspomniałem, pracował wraz z Bojarsem. Jednak jedna noc zmieniła całkowicie jego życie. W przygranicznej miejscowości między Łotwą a Estonią spędzał noc na spotkaniu towarzyskim wraz ze swoimi kolegami z pracy. W pewnym momencie, będąc pod wpływem alkoholu i emocji, zastrzelił dwóch policjantów. Dostał wyrok 18 lat więzienia. Spotkaliśmy się razem, kiedy pozostało mu kilka miesięcy do wyjścia. Zawsze z uśmiechem czekał na spotkanie ze mną. Wewnętrznie go polubiłem. Kiedyś, będąc w więzieniu, powiedział, że po wyjściu chciałby spotkać się z Bojarsem. Odpowiedziałem, że zawiozę go do niego.
Ks. Konstantīn Bojārs (fot. Jan Biernat SVD)
Przyszła jesień 2024 roku. Mihail wyszedł z więzienia, przyjechał do mnie, razem pojechaliśmy w odwiedziny. Pamiętam Mihaila, który zadał mi pytanie, kiedy zobaczył Bojarsa, czy to aby na pewno on. Odpowiedziałem, że tak. Czas zmienił wygląd człowieka, ale nie jego wewnętrzny charakter. Usiedli razem w pokoju i rozmawiali długo. Po kilku miesiącach ks. Bojars zmarł, zadzwoniłem do Mihaila. Powiedziałem, że ksiądz odszedł do Pana. Mihail odpowiedział, że przyjedzie na pogrzeb. Spotkaliśmy się razem na pogrzebie, zamieniliśmy kilka zdań. Mihail odjechał pociągiem do Rygi.
Czasami pytamy, czy życie ma sens. Czy Bóg czuwa nad nim? Przez tę krótką historię chciałbym dać świadectwo o Bożej Opatrzności, o tym, że Bóg troszczy się o każdego z nas. Tylko Jego drogi są dla nas często niezrozumiałe. Być może po doczesnym życiu bardziej je zrozumiemy.
Taka jest posługa misyjna na Łotwie. Posługujemy dla małej liczby wiernych, ale nie warto tracić nadziei, że ma to sens. Sens zawsze ma, nawet jeżeli jeden człowiek czeka na Boga.
Pozdrawiam Was, Przyjaciele i Dobrodzieje misji! Niech Bóg wynagrodzi Wam za wszelakie dobro, które realizujecie dla nas, misjonarzy.
Jan Biernat SVD
Ikšķile, Łotwa
Grób ks. Konstantīna Bojārsa, budowniczego kościoła (fot. Jan Biernat SVD)
Kościół św. Meinarda w Ikšķile jest ciągle jeszcze w budowie (fot. Jan Biernat SVD)