Nabożeństwa, które staramy się odprawiać, stają się dużym wyzwaniem z powodu restrykcji reżimu sanitarnego wprowadzonych w celu zatrzymania rozptzrestrzeniania się koronawirusa – mówi o. Andrzej Dzida SVD, pracujący w obozie dla uchodźcow Bidibidi w Ugandzie.
Jak wyjaśnia, od trzeciego tygodnia marca niemożliwe jest wjeżdżanie do obozu i jego opuszczanie. Zamknięto kościoły i zakazano religijnych zgromadzeń. Na szczęście w dwóch zonach obozu możliwe było zorganizowanie prostej celebracji w uroczystość św. Józefa (19 marca). Modliliśmy się za wstawiennictwem św. Józefa o bezpieczeństwo dla wszystkich rodzin mieszkających w Bidibidi – wyjaśnia o. Andrzej.
Obóz Bidibidi zamieszkują uchodźcy z Sudanu Południowego, którzy uciekając przed wojną domową schronili się w sąsiedniej Ugandzie. Zamieszkuje go ok. 270 tys. ludzi, spośród których 70% stanowią dzieci i młodzież poniżej 18. roku życia. Mężczyzn nie jest zbyt wielu, gdyż większość z nich została w Sudanie Południowym, by opiekować się swoim dobytkiem. Inni stracili życie w czasie wojny.
O. Andrzej Dzida SVD z parafianami z Bidibidi (fot. z video nadesłanego przez o. Andrzeja)
Zobacz: Video o. Andrzeja z informacją o koronawirusie
Na tym etapie uchodźcy w obozie otrzymują 8 kg mąki kukurydzianej i 0,6 litra oleju miesięcznie na osobę. Oczywiście to nie wystarcza na cały miesiąc, niezależnie od tego czy mamy pandemię, czy nie - mówi o. Andrzej. - Pomagamy na ile możemy, ale nie jesteśmy w stanie pomóc wszystkim potrzebującym. W obozie jest dużo wielodzietnych rodzin, nawet z szestastoma dziećmi, dlatego w pierwszej kolejności staramy się pomagać im, a także wdowom i sierotom.
W czasie pory deszczowej, problemy zdrowotne się jeszcze nasilają. Tradycyjnie następuje wzrost zachorowań na malarię, grypę, dur brzuszny, a teraz dochodzi do tego jeszcze koronawirus. Problemem jest to, że w Bidibidi w ogóle nie wykonuje się testów na Covid-19.
W Bidibidi nie ma na razie potwierdzonych przypadków koronawirusa, jedynie około 20 podejrzeń - wyjaśnia o. Andrzej. - Nie mają tu zresztą testów, zakłada się, że to malaria. Jeśli przypadek jest bardzo podejrzany wtedy wysyłają chorego do najbliższego miasta Arua, a stamtąd po wyniki do Kampali, czyli dalsze 500 km.
Z powodu pandemii szpitale i ośrodki zdrowia obsługują tylko nagłe przypadki. Ludzie umierają z powodu malarii oraz głodu, a wielu nie ma dostępu do żadnych lekarstw. Ceny w prywatnych aptekach rosną w sposób niekontrolowany. Ci, których nie stać na zakup lekarstw na malarię czy nawet zwykłe przeziębienie, wystawieni są na poważne ryzyko. Prawie codziennie do misjonarzy przychodzą ludzie prosząc o lekarstwa, transport do szpitala, pożywienie.
Szkoły w Bidibidi zamknięte są od marca. Niektóre poprosiły dzieci i młodzież o udział w lekcjach online, ale to jest niemożliwe, bo bardzo wielu uczniów nie ma smartfona, laptopa czy tabletu. Misjonarze wspierają jak mogą ok. 150 dzieci, głównie uczniów starszych klas.
Czytaj też: Cieszą się, że z nimi zostaliśmy
Sakramnet pojednania i komunia święta sprawowane w reżomie sanitarnym. Na pierwszym planie o. Wojciech Pawłowski SVD (fot. Andrzej Dzida SVD)
Na dodatek od dłuższego czasu w obozie nie ma żadnego publicznego transportu. Nawet pojazdy prywatne nie mogą się poruszać bez pozwolenia.
Staramy się być z naszymi ludźmi. Jednak w pierwszych tygodniach po wprowadzeniu obostrzeń, nie mogliśmy się dosłownie ruszyć z domu - opowiada o. Andrzej. - Ostatecznie udało nam się uzyskać specjalną nalepkę na samochód, dzięki czemu możemy się swobodniej przemieszczać. Ale przedtem musieliśmy napisać specjalne pismo do lokalnych władz, w którym wyjaśnialiśmy, jak konkretnie będą wyglądać nasze działania.
Misjonarzom w ostatnich tygodniach wreszcie udało się odwiedzić wszystkie 30 kaplic, którymi się opiekują duszpastersko. Dzięki temu kilka tysięcy ludzi mogło przystąpić do sakramentu pojednania i przyjąć komunię świętą. Jednak w tym trudnym czasie coraz więcej ludzi potrzebuje przewodnictwa duchowego i modlitwy, a kościoły ciągle są zamknięte. Rośnie liczba przypadków przemocy domowej i samobójstw.
Udało nam się odwiedzić część chorych, którzy na nas czekali i w miarę możliwości odwiedzamy kolejnych. Ludzie traktują naszą pracę jako znak nadziei – przyznaje o. Andrzej. - Cieszymy się, że na różne sposoby, możemy z nimi być i im służyć.
Wśród uchodźców z Sudanu Południowego w obozie Bidibidi w Ugandzie pracuje 4 werbistów, w tym 2 Polaków – o. Andrzej Dzida SVD i o. Wojciech Pawłowski SVD. Obaj ojcowie wcześniej pracowali w parafii Lainya w Sudanie Płd. Wśród uchodźców w obozie Bidibidi jest wielu ich wcześniejszych parafian. O. Andrzej od marca 2020 roku jest przełożonym werbistowskiej misji Uganda/Sudan Południowy.
Za: Arnoldus Nota
Jedna z kaplic w Bidibidi (fot. Andrzej Dzida SVD)