Z o. dr. Andrzejem Miotkiem SVD, generalnym archiwistą Zgromadzenia Słowa Bożego w Rzymie, rozmawia Patryk Lubryczyński
Tekst ukazał się w miesięczniku "Misjonarz" (1/2025)
Patryk Lubryczyński: Trwa jubileusz 150-lecia istnienia Zgromadzenia Słowa Bożego. W jaki sposób werbiści żyją obecnie testamentem założyciela, św. Arnolda Janssena?
O. Andrzej Miotk SVD: To pytanie jest wyjątkowo trudne, zważywszy na tak różne konteksty kontynentalne miejsc pracy misyjnej werbistów oraz różnorodności ich narodowego pochodzenia. Niewątpliwie największym wyzwaniem oraz trudnością dla zgromadzenia werbistów i jego misjonarzy jest pozytywne przeżywanie napięcia duchowego pomiędzy ciągłym powracaniem do źródła pierwotnej inspiracji – do Założyciela, a twórczym wysiłkiem dawania odpowiedzi na nowe wezwania w oparciu o charyzmat Założyciela w szybko zmieniającym się świecie, który niesie ze sobą zarówno zagrożenia, jak i nowe szanse.
Pozytywnym zjawiskiem jest widoczne zainteresowanie Założycielem, jego duchową spuścizną i pragnienie jej zgłębiania. Kiedy niedawno opublikowałem dwutomowe, całościowe opracowanie o duchowości Założyciela „Missionary of the Word and the Spirit”, ku mojemu zaskoczeniu, wzbudziło ono duże zainteresowanie. Pojawiły się konkretne inicjatywy tłumaczeń na inne języki oraz chęć upowszechnienia i dostosowania publikacji do pracy formacyjnej i misyjnej. A co najważniejsze, pojawiły się także nowe próby interpretacji Założyciela i jego duchowości. Jakkolwiek trzeba mieć na uwadze, że sam Założyciel jest wymagający w odbiorze. Jego duch, styl życia i duchowość stawiają nam wysokie wymagania, przede wszystkim rezygnacji z biernego i wygodnego życia.
Jaki jest klucz do zrozumienia św. Arnolda Janssena?
Twórcze spojrzenie na Założyciela wymaga oddzielenia tego, co zmienne, związane z uwarunkowaniami historycznymi Niemiec, Europy i Kościoła drugiej połowy XIX w. oraz początków XX w., od ducha o. Arnolda Janssena, który był zanurzony całkowicie w Bogu poprzez pogłębioną modlitwę. Można powiedzieć, że źródłem jego twórczości w realizacji woli Bożej było harmonijne łączenie ludzkiego wysiłku, otwarcia na to, co nowe, z intensywnym trwaniem w Bogu, włącznie z doświadczeniem mistycznym. Ta postawa jest kluczem do zrozumienia nadzwyczajnej aktywności i płodności misyjnej o. Arnolda, wyrażonej w różnorodnych inicjatywach i dziełach. Teologiczne zrozumienie misji przez o. Arnolda wyprzedzało tradycyjne uzasadnienie działalności misyjnej poprzez zaakcentowanie i przeżywanie misji w kluczu dynamizmu trynitarnego trzech osób Boskich, które dobitnie zaakcentował dopiero Sobór Watykański II.
Św. Arnold Janssen w 1883 roku (fot. archiwum SVD)
15 stycznia Kościół katolicki obchodzi również wspomnienie św. Arnolda Janssena. Co jest dla Ojca osobiście „karmiącego duszę” w postaci Założyciela?
Podziwiam w o. Arnoldzie jego bezgraniczne, pełne dziecięcej ufności zawierzenie wszystkich spraw Panu Bogu. Jest dla mnie wzorem męża Bożego, wolnego od rozumowania koniunkturalnego. Zadziwia konsekwencją realizowania podjętych wyborów, które dojrzewały w czasie, w niekiedy długim procesie rozeznawania duchowego, przy użyciu wszelkich dostępnych środków ludzkich i nadprzyrodzonych, zwłaszcza modlitwy; o. Arnold szukał wyłącznie woli Bożej, a jednocześnie dojrzewała w nim świadomość własnej ludzkiej ułomności, która pozwalała mu traktować innych ze zrozumieniem oraz gotowością do przyznania się do własnych błędów. Miał odwagę, aby prosić swoich podwładnych o przebaczenie. Nie ulegał łatwo pierwszym wrażeniom, „spieszył się bardzo powoli”, wszystko poddawał weryfikacji, czy rzeczywiście jest wyrazem woli Bożej. Jednocześnie był bardzo nowoczesny przez otwarcie na zastosowanie najnowszych środków i wynalazków dla realizacji celów misyjnych.
Jak św. Arnold Janssen był związany z Rzymem?
Dla o. Arnolda Janssena Rzym był newralgicznym punktem odniesienia, centrum chrześcijaństwa i źródłem inspiracji duchowej. W ciągu swojego życia odbył 10 męczących podróży służbowych do Rzymu. Został przyjęty na sześciu audiencjach papieskich przez dwóch papieży – Leona XIII i Piusa X. Jego podróże odbywały się z zadziwiającą regularnością i miały kluczowe znaczenie dla wewnętrznego i zewnętrznego rozwoju Zgromadzenia. W Wiecznym Mieście, zaraz po Steylu, otworzył w 1888 roku drugą fundację – skromne kolegium. Od samego początku (1875 r.) pisał: „Konsekwentnie uznawałem znaczenie i wagę Rzymu, dlatego starałem się jak najszybciej założyć fundację w centrum chrześcijaństwa”. W czasie pobytu w Rzymie spotykał ważne osobistości z kurii rzymskiej oraz modlił się i sprawował Eucharystie na grobach męczenników. Rzym był dla niego wyrazem chrześcijańskiego uniwersalizmu i katolickiego ducha o szerokim spojrzeniu, a także antidotum na zacietrzewienie nacjonalistyczne i kolonializm.
Jakie miejsca warto zwiedzić w Rzymie, aby bardziej zrozumieć postać św. Arnolda Janssena?
O. Arnold najczęściej odwiedzał Bazylikę św. Piotra, zatrzymując się przed ołtarzami doktorów Kościoła, zwłaszcza Grzegorza Wielkiego (patrona Zgromadzenia) oraz papieży, szczególnie związanych z jego ojczyzną, np. Leona III, który dwukrotnie przemierzał Alpy, by prosić Karola Wielkiego o wsparcie przeciw buntownikom w Rzymie. W bazylice na Watykanie przeżywał wielką tajemnicę wiary, zwłaszcza głębię i piękno tajemnicy Trójcy Przenajświętszej. Odnotowano, że trwał tam przez cztery godziny na adoracji Najświętszego Sakramentu. Czasami zabierał ze sobą studentów kolegium, wtedy preferowanym miejscem modlitwy był ołtarz z piękną mozaiką Ofiarowania Najświętszej Maryi Panny.
Św. Arnold Janssen w 1904 roku (fot. archiwum SVD)
Są udokumentowane spotkania św. Arnolda Janssena z innymi świętymi?
Mamy informacje, niekiedy opisy jego spotkań z osobami, które później dostąpiły chwały ołtarzy. Byli to też jego bezpośredni współpracownicy. Wśród pierwszych był o. Józef Freinademetz SVD, który zapoczątkował misję w Chinach i został beatyfikowany oraz kanonizowany razem z Założycielem. W jego otoczeniu dorastały dwie współzałożycielki żeńskiego Zgromadzenia Misyjnego Służebnic Ducha Świętego: s. Maria Helena Stollenwerk – beatyfikowana w 1995 r. oraz s. Józefa Hendrina Stenmanns – beatyfikowana w 2008 roku. Dwie inne niewiasty odegrały z kolei ważną rolę w zakładaniu tego zgromadzenia: najpierw w 1974 r. została beatyfikowana s. Franciszka Schervier (+1876 r.), założycielka Zgromadzenia Sióstr Ubogich św. Franciszka, którą o. Arnold odwiedził w Aachen. Z kolei w 2018 r. była beatyfikowana s. Klara Fey (+1894 r.), założycielka Zgromadzenia Sióstr Ubogich Dzieciątka Jezus.
O. Arnolda łączyła bliska przyjaźń z bp. Danielem Combonim, założycielem kombonianów i wikariuszem apostolskiem Afryki Centralnej. Wspierał jego dzieło materialnie i zaprosił go do Steylu w październiku 1877 r., aby poświęcił nowy Dom Misyjny św. Michała i kaplicę. Obaj zostali ogłoszeni świętymi 5 października 2003 roku. W 1876 r. o. Arnold spotkał młodego Franciszka Jordana na kongresie niemieckich katolików w Monachium. Jordan był zainteresowany wstąpieniem do werbistów, ale później założył własne zgromadzenie salwatorianów (1881 r.). Zaprzyjaźnili się i o. Arnold odwiedzał go często w Rzymie, gdzie rezydował jako generał zgromadzenia. Jordan został beatyfikowany niedawno, w 2021 roku. O. Arnold był także w bliskim kontakcie z szanowanym w Rzymie o. Piotrem Semenenko (+1886 r.), współzałożycielem zmartwychwstańców (dawna nazwa rezurekcjoniści), którego proces beatyfikacyjny jest w trakcie.
Św. Arnold Janssen w swoim biurze w Steylu 1908 roku (fot. archiwum SVD)
Na koniec warto wspomnieć papieża Piusa X, kanonizowanego w 1954 roku. Założyciel spotkał się z nim dwukrotnie na audiencji, w 1905 i 1907 roku. W trakcie tej pierwszej, kiedy o. Arnold miał jeszcze zastrzeżenia do wersji konstytucji werbistów przeredagowanych przez Stolicę Apostolską, Pius X zatwierdził jego poprawki i ostateczną propozycję, bo, jak skomentował nuncjusz w Wiedniu, Ojciec Święty powiedział, że nie będzie się sprzeciwiał świętemu, a ojciec Arnold Janssen jest świętym.
Św. Arnold Janssen był też wielkim głosicielem nabożeństwa do Najświętszego Serca Jezusa. Co wyróżniało go w kulcie Serca Jezusa spośród innych świętych?
Pobożność św. Arnolda do Serca Jezusowego kształtuje się w drugiej połowie lat 60. XIX w., przez aktywne włączenie się w Apostolstwo Modlitwy zainicjowane przez jezuitów. W tej przestrzeni duchowej rodzi się jego powołanie misyjne i gorliwość apostolska. W ramach Apostolstwa Modlitwy o. Arnold odkrywa najdroższe Sercu Jezusa pragnienie zbawienia dusz ludzkich, zwłaszcza na Dalekim Wschodzie. Dla o. Arnolda Serce Jezusa jako źródło życiodajnej łaski jest trynitarne. W Sercu Jezusa, jak w tabernakulum, zamieszkuje cała Trójca Święta – wspólnota wzajemnie miłujących Osób Boskich, uczestniczących w niepojętej tajemnicy Wcielenia Słowa Odwiecznego (Logos) w rzeczywistość ludzką. Mistyka Serca Jezusowego u o. Arnolda łączy w sobie integralnie dwa nurty – trynitarny i inkarnacyjny. Dla o. Arnolda Boskie Serce Jezusowe jest najdobitniejszym wyrazem tajemnicy Wcielenia Słowa Bożego. Jest obrazem Boga, który uczynił się widzialnym i zrozumianym, czyli bardziej przystępnym dla ludzi.
Jaki wpływ na świętość Arnolda Janssena miała rodzina, w której dorastał?
Bez wątpienia to rodzina była duchową szkołą wiary dla Arnolda, tam kształtowało się jego umiłowanie modlitwy i postawa moralna. W czasie dorastania w domu miał zawsze przed oczyma rozmodloną matkę Katarzynę i przykład bogobojnego, żyjącego zasadami moralnymi ojca Gerarda. Rodzina Janssenów wyróżniała się wyjątkowym duchem religijnym i wydała trzy powołania zakonne: starszy brat Wilhelm „Juniperus” został bratem zakonnym u kapucynów, a najmłodszy brat Arnolda, Jan, dołączył do dzieła o. Arnolda jako werbista. Praktycznie można powiedzieć, że duchowość werbistów, jej główne elementy mają swoje źródło w rodzinie Janssenów. O. Arnold wyniósł z rodziny szczególną cześć do Trójcy Świętej i Ducha Świętego. W domu odmawiano Prolog św. Jana i czytano czasopismo misyjne, a słowo Boże było przedmiotem rozmów. Rodzeństwo było zawsze pozytywnie nastawione do Arnolda i wspierało jego dzieło.
Św. Arnold Janssen. Obraz autorstwa br. Jozefa Kolzema SVD (fot. archiwum SVD)
Jakie przemyślenia Założyciela są aktualne w obecnym czasie, gdy rodzina przeżywa kryzys?
Żyjemy w czasach kryzysu rodzin, także chrześcijańskich; zmienił się model rodziny, dziś rzadkością są rodziny wielodzietne, w których pielęgnuje się wspólną modlitwę. Dla o. Arnolda rodzina była przede wszystkim wspólnotą duchową, wyrastającą ze wspólnej modlitwy i rozmów na tematy wiary. W rodzinie Janssenów było to czymś naturalnym. On sam pielęgnował relacje rodzinne i starał się przyczynić do formacji prawdziwie chrześcijańskich rodzin, szczególnie przez czasopisma religijne i misyjne dla rodzin oraz rozwijanie rekolekcji dla rodzin w naszych domach misyjnych. Jednym z celów, jakie sobie stawiał, było działanie na rzecz uświęcenia rodzin, a to z kolei przekładało się na wzrost powołań misyjnych.
Dziś w katolicyzmie popularne stają się ruchy charyzmatyczne. Jak św. Arnold Janssen rozwinął pobożność ku Duchowi Świętemu i rozumienie Trzeciej Osoby Trójcy Świętej?
Świadomość obecności Ducha Świętego w Kościele zmieniała się. O. Arnold miał poczucie braku należnego miejsca dla Trzeciej Osoby Boskiej w życiu Kościoła i chrześcijan. Dlatego osobiście zwrócił się do papieża Leona XIII o wydanie specjalnej encykliki, poświęconej Duchowi Świętemu. Jego pragnienie spełniło się, gdy osiem lat później ukazała się encyklika Divinum illud munus. Była to pierwsza encyklika całkowicie poświęcona Duchowi Świętemu (1897 r.).
Duch Święty zawsze zajmował w życiu duchowym o. Arnolda ważne miejsce, jednak rok 1884 był znaczącym przełomem, kiedy to cześć do Ducha Świętego wysunęła się na pierwszy plan w jego duchowości. Dokonało się to pod wpływem wizjonerki Magdaleny Leitner i jej spowiednika ks. Ferdynanda Meditsa, związanych z Bractwem Ducha Świętego w Wiedniu. Duchowe przesunięcie akcentów miało ogromny wpływ na dzieło o. Arnolda, który uważał, że pielęgnowanie szczególnej czci do Ducha Świętego – jako specjalnego daru dla Zgromadzenia – jest warunkiem jego pomyślnego rozwoju.
Sam także podjął wiele inicjatyw, aby szerzyć cześć do Ducha Świętego, m.in. nadając dwóm gałęziom żeńskim Rodziny Arnoldowej nazwę Ducha Świętego. W jego duchowości cześć do Ducha Świętego jest głęboko zakorzeniona w trynitarnym rozumieniu ekonomii zbawienia, w której to Duch Święty jest węzłem jedności osób Boskich złączonych tchnieniem miłości, oraz źródłem i sprawcą dynamizmu misyjnego. O. Arnold był jak na swoje czasy, nowatorem przez zaakcentowanie jedności Słowa Wcielonego i Ducha Świętego jako nierozłącznych posłańców (misjonarzy) Boga Ojca, co m.in. wyrażają nazwy męskiego i żeńskich zgromadzeń założonych przez o. Arnolda oraz zaprojektowany przez niego medalik werbistów.
Biurko św. Arnolda Janssena w domu rodzinnym w Goch (fot. archiwum SVD)
Co mówili o nim ludzie i współbracia? Zachowały się jakieś anegdoty o św. Arnoldzie Janssenie?
W baroku ukuto powiedzenie, że „każdy święty ma swoje wykręty”. Tak też było z o. Arnoldem, który miał swoje słabości i dziwactwa, ale przyjmował wszystko z wielkim spokojem. Prawie 80-letni ksiądz, naoczny świadek, przekazał anegdotę o Arnoldzie Janssenie z czasu jego pobytu na konwencji w Krefeld w 1887 roku. O. Arnold przemawiał, ale jego występ nie był zbyt imponujący, prawdę mówiąc – rozczarowujący. Jeden z obecnych tam księży, który sam był wybitnym mówcą, powiedział: „I on ma być założycielem Zgromadzenia! Przecież on nawet nie potrafi przemawiać!”. O. Schmitz, przyszły biskup pomocniczy, ripostował: „To prawda, Janssen nie jest mówcą, ale umie pracować i modlić się; to wystarczające kwalifikacje dla niego”. O. Arnold miał też poczucie humoru. Opowiadano, że jako założyciel był nie tylko przełożonym generalnym, ale także prowincjalnym czy też regionalnym dla pięciu fundacji w Holandii, Niemczech, Austrii i Rzymie. Dopiero w roku 1908 r. o. Johann Reidick SVD został mianowany pierwszym przełożonym Regii Europejskiej. W tym czasie wśród współbraci krążył rodzaj złośliwego żartu. O. Reidick miał powiedzieć do Założyciela: „Jak mogłeś mianować takiego osła jak ja na takie stanowisko?”. Na co o. Arnold odparł: „Ponieważ koń był niedostępny, musiałem wziąć osła”. Osobisty sekretarz Założyciela, o. Józef Büttgens SVD, opowiadał, że podczas ich ostatniej podróży do Rzymu wysiedli na stacji w Bolonii, aby się trochę odświeżyć. O. Büttgens powiedział: „Kupiłem cytrynę”. Wtedy Założyciel zapytał: „Dlaczego ją kupujesz?”. Na to o. Büttgens odpowiedział: „Będzie dobra na zaspokojenie pragnienia w pociągu, włóż mały kawałek do ust, a pragnienie zniknie”. O. Arnold uległ namowom i również zamówił sobie jedną cytrynę. Później o. Janssen powiedział: „Taki stary człowiek jak ja musi się jeszcze uczyć takich małych rzeczy od młodych ludzi”.
Wiemy coś więcej o osobowości św. Arnolda Janssena?
Wiemy, że Założyciel był niesamowicie pokorny i unikał światła reflektorów. O. Arnold wymagał od siebie i był zawsze opanowany. Raz przyszedł do niego zagniewany pracownik i oskarżył go o wszelkiego rodzaju występki. Założyciel słuchał w milczeniu. Kiedy robotnikowi już zabrakło słów, powiedział: „Dziękuję ci za wszystko, co mi powiedziałeś”. I na tym się skończyło. O. Arnold nie znosił pretensjonalności i arogancji, bo jak twierdził, są przeszkodą dla realizacji Bożych planów. Był człowiekiem uczciwym i szczerym, bezstronnym i sprawiedliwym; nie tolerował sztuczności, udawania i podwójnych standardów. Charakteryzowała go otwartość i prostota. To też pozwoliło mi zrozumieć gości, którzy odwiedzając nasz dom, mówili, że najbardziej uderzyła ich nasza prostota i naturalność.
O. Andrzej Miotk SVD w kaplicy Collegio del Verbo Divino w Rzymie (fot. archiwum Andrzeja Miotka)
Czy był człowiekiem przedsiębiorczym, umiejącym dobrze gospodarować finansami?
Założyciela charakteryzowała otwartość na poznawanie i uczenie się od innych. Czerpał z doświadczeń ludzi, aby jak najlepiej realizować dzieło zlecone mu przez Boga. Całkiem niedawno dowiedziałem się o kilkugodzinnym pobycie Założyciela w klasztorze cysterskim w Marienstatt (Westerwald). O. Arnold zatrzymał się tam w drodze powrotnej do Steylu po dwumiesięcznej wizytacji domów w Austrii i na Śląsku. Miejscowy opat, Dominikus Willi, odnotował ten fakt w kronice klasztornej pod datą 19 maja 1896 roku. Napisał proroczo, że o. Arnold, założyciel i generał werbistów, jest „niesamowitym człowiekiem, urodzonym 5 listopada 1837 r. w Goch w Nadrenii, który w czasie Kulturkampfu opuścił Niemcy, aby założyć dom misyjny w Steylu, blisko Venlo w Holandii”. Dom ten był widocznym znakiem błogosławieństwa Bożego, ponieważ z mizernych początków tak się rozwinął, że w Steylu mieszkało, wraz ze studentami niższego seminarium, 500 osób, w St. Gabriel pod Wiedniem 200 osób, a w Nysie na Śląsku 100 osób. Ponadto o. Arnold wysłał wielu werbistów na studia do Rzymu. Domy Zgromadzenia powstały również w Chinach w czasie sprawowania posługi przez bp. Jana Anzera, w Nowej Gwinei, Afryce i Ameryce. Opat dodał: „Przypatrywałem się z zachwytem wielebnemu Janssenowi, który mimo słabej konstytucji fizycznej był wybranym narzędziem Boga i pewnego dnia może dostąpić chwały ołtarzy”. Dokładny i analityczny umysł Założyciela szedł w parze z odwagą podejmowania ryzyka.
Jak wyglądał przykładowy dzień św. Arnolda Janssena?
Założyciel był niezmordowanym pracownikiem w winnicy Pańskiej. Mimo zaawansowanego wieku regularnie wstawał o godz. 4.15. Zwykle przed porannymi modlitwami odprawiał drogę krzyżową. W nocy pracował lub modlił się do godz. 21.30, ale zdarzało się, że kładł się znacznie później. Jego sekretarz wspominał, że o godz. 8.00 rano musiał być już w pokoju o. Arnolda, który zaczynał od razu dyktować i trwało to bez przerwy do godz. 10.00, a czasami nawet do godz. 11.00. O godz. 13.30 lub 14.00 najpóźniej wznawiano pracę. Niekiedy, jeśli trzeba było załatwić pilne sprawy, o. Arnold wzywał sekretarza nawet późnym wieczorem po modlitwach, niekiedy nawet o godz. 21.30. Rzadko kładł się spać przed godz. 22.00, często dopiero o 23.00, a nawet 23.30.
W Kościele katolickim w Europie doświadczamy braku entuzjazmu wobec ewangelizacji. Jakie inspiracje mogą czerpać współcześni misjonarze od św. Arnolda Janssena?
Myślę, że o. Arnold jest dla nas wciąż aktualny. Uczy nas bowiem życia prostego i pracowitego, przynoszącego wewnętrzną radość i spełnienie. Jest to życie wolne od skupienia się tylko na sobie i własnych potrzebach. Prawdziwe życie wiąże się z zawierzeniem wszystkiego Bogu i kroczeniem w Jego obecności. Na tej drodze dochodzimy do prawdziwej wolności. Pan Bóg przecież pragnie naszego dobra, dlatego obdarza nas powołaniem i powierza misje, które służą nie tylko naszemu szczęściu wiecznemu, ale także dobru i szczęściu innych.