Czasami zastanawiam się czy uczenie obcokrajowców języka polskiego jest właściwym zadaniem dla kapłana. Czy przypadkiem nie tracę czasu, który mógłbym przeznaczyć na pracę duszpasterską. Przecież w Warszawie są centra językowe – można by ich tam odsyłać. Języka w naszym Centrum Migranta mogą również uczyć wolontariusze – nie muszę się osobiście angażować. To pytania i wątpliwości, które powstają w mojej głowie. Nie wszystko jest jasne i klarowne. To pobudza do szukania nowych dróg, ulepszania tego, co już funkcjonuje.
Jesteśmy w trakcie otwierania nowego centrum językowego w Warszawie. Rok temu byłem na pierwszej komunii św. pewnego młodego Wietnamczyka. W zakrystii przed Mszą św. proboszcz parafii pw. św. Franciszka z Asyżu, gdzie odbywała się uroczystość, mówił, że na terenie jego parafii żyje spora społeczność Wietnamczyków. Zaprosił nas żebyśmy „zajęli się” nimi. W pobliżu znajduje się „cho hoa”, tam Wietnamczycy handlują ubraniami, butami, bielizną. Jest wietnamska restauracja, salon urody. Dzieci wietnamskie chodzą do pobliskich szkół.
Minął prawie rok od tamtego spotkania. Zaproszenie proboszcza dojrzewało w mojej głowie. Wspólnie, w Werbistowskim Centrum Migranta Fu Shenfu, zastanawialiśmy się jak wykorzystać tą przychylność. Padł pomysł otwarcia nowego centrum językowego. Mając już trochę doświadczenia w tej dziedzinie zauważamy, że wśród obcokrajowców nadal jest ogromna potrzeba nauczania języka polskiego, szczególnie Wietnamczyków, dla których nasz język polski jest tak egzotyczny, jak dla nas języki azjatyckie. Ksiądz proboszcz przyjął nasz pomysł z lekkim grymasem na twarzy. Liczył, że raczej zajmiemy się duszpasterstwem i będziemy szukali zagubionych owieczek. Niemniej jednak, zgodził się na naszą propozycję, kończąc komentarzem: „Może ten polski będzie pierwszym krokiem do dalszej pracy z Wietnamczykami i przyszłego ich duszpasterstwa”.
Po ogłoszeniu nowej inicjatywy w parafii oraz na Facebooku, zgłosiło się już trzech wolontariuszy-nauczycieli i około dwudziestu Wietnaczyków-uczniów. Powstaną dwie klasy. Jedna dla dzieci, druga dla dorosłych. Najbardziej zależy nam na pierwszej grupie. Są to dzieci, które niedawno przyjechały do Polski i szybko potrzebują złapać kontakt z językiem, żeby wejść w społeczeństwo i pójść do szkoły. Rodzice jakoś sobie poradzą. Nauczą się podstawowego słownictwa handlowego, reszta może iść wolniej. Dzieciom język jest niezbędny do ich osobistego rozwoju oraz pomocy rodzicom w tłumaczeniach. Wielu z nich będzie pełniło funkcję mostów łączących te dwie społeczności, polską i wietnamską. My staramy się dać im podstawowe narzędzie do życia – język.
Liczymy, że ten pierwszy krok, będzie wejściem na drogę duszpasterstwa i katechezy wietnamskiej społeczności. Być może jest to odpowiedź, którą daje mi Pan Bóg, na wątpliwości rodzące się w mojej głowie.
Krzysztof Malejsko SVD
Za: Komunikaty SVD