Na Madagaskarze koronawirus pojawił się z ostatnimi wpuszczonymi samolotami. Do dziś [tekst datowany 13 maja 2020 – przyp. red.] jest około 200 zarażonych i 120 wyleczonych, oficjalnie żadnego zmarłego. Prezydent Andry Rajoelina ogłosił, że Madagaskar, jako jedyny, ma skuteczny lek – CoVidOrganic – czyli esencję z rośliny zwanej aremisja, używanej również do leczenia malarii. Niestety żadne środowisko międzynarodowe nie uznało tej nowości.
Szkoły były zamknięte na jakiś czas, kościoły również. Teraz powoli wszystko wraca do normy. Mój biskup już dzień przed ogłoszeniem możliwości swobodnego poruszania się, szykował łódkę, żeby odwiedzić wspólnoty na północy diecezji. Teraz przygotowuje program, żeby trzy miesiące, które spędził bez wizyt, zmieścić w jednym miesiącu.
Pozytywnym skutkiem koronawirusa było zmniejszenie liczby odwiedzających. Dzięki temu mogłem wrócić do codziennej lektury Pisma Świętego, tym razem po malgasku. Zajmuje to o wiele więcej czasu, bo słowa malgaskie są bardzo długie. Przy codziennym przygotowaniu kazań, nie miałem, tak jak teraz, okazji wniknąć w rozumienie pewnych słów przedstawionych w Biblii w trzech różnych językach – po polsku, francusku i malgasku. To bardzo ciekawe, nie tylko zobaczyć jak inni widzą historię zbawienia, ale jak Jezus jest odbierany w różnych kulturach.
Jakiś czas temu benedyktynki klauzurowe z pobliskiego klasztoru otrzymały pomoc z zaprzyjaźnionego klasztoru trapistów - dwóch kandydatów na mnichów. Mieli oni przed wstąpieniem odbyć staż u sióstr, pomagając w codziennych pracach. Pewnego dnia przełożona poprosiła mnie, żebym miał dla nich cotygodniową konferencję. Oni z kolei poprosili, by była ona biblijna. Mieli oni tutaj zostać trzy miesiące, ale jeszcze do dziś są z nami. Więc trochę z opóźnieniem, ale włączyłem się duszpastersko w przeżywanie Roku Słowa Bożego.
Jakoś w połowie marca zadzwonił do mnie regionał, było już po godzinie 21.00. Zazwyczaj nie dzwonimy do siebie, bo należę do wspólnoty domu regionalnego, choć mieszkam na biskupstwie, i spacerkiem to jakieś piętnaście minut.
- Adam śpisz? – spytał.
- Nie – zaprzeczyłem, więc kontynuował.
- To chyba dziś już nie uśniesz. Przyszła nominacja z Rzymu, dostałeś się do Rady Regii jako admonitor. Oficjalne zaprzysiężenie będzie 31 maja, ale chcieliśmy wszystko przygotować wcześniej i odwiedzić wszystkich współbraci, by porozmawiać na temat ewentualnych przenosin.
Zaraz po Świętach Wielkanocnych, razem z nowym regionałem, ojcem Alexem, postaraliśmy się o pozwolenie u władz wojewódzkich na tygodniowy objazd wszystkich miejsc, gdzie posługują werbiści. W oficjalnym dokumencie było napisane: „ojciec Alex – szef misji i ojciec Adam – jego kolega z pracy.”
Codziennie wstawaliśmy przed 4.00, modlitwy, śniadanie i w drogę; w południe jakiś przystanek w lesie na sucharki, kawę i owoce; późnym popołudniem dojeżdżaliśmy do następnej wspólnoty. Potem oficjalne rozmowy ze współbraćmi, wspólnie odprawiana Msza i kolacja, po której zazwyczaj byliśmy totalnie zmęczeni i gotowi spać.
Przez ten czas odwiedzin, byłem naprawdę pozytywnie zaskoczony wysiłkami naszych wspólnot w dziedzinie pastoralnej, edukacyjnej i socjalnej. W pięciu diecezjach, w których posługujemy, mamy 7 parafii-dystryktów i 3 domy.
Zwyczajem malgaskim jest voan-dalana, czyli jakiś prezent z drogi. Współbracia w każdej wspólnocie coś nam dali – kilka 50-kilogramowych worków ryżu, kaczki, króliki itd. Na koniec wszystko zostawiliśmy w domu formacyjnym, gdzie na pierwszych czterech latach formacji, jest prawie 40 młodych Malgaszy. Zwiększająca się liczba współbraci pozwala nam otworzyć w tym roku nową misję na północy kraju – w diecezji Port Berge, gdzie nie ma nawet 5% katolików.
Szykujemy się również do budowy nowego domu formacyjnego w Antsirabe i nowego domu w stolicy. Mamy nadzieję, że Pan Bóg pobłogosławi naszym planom i wszystkie nasze dzieła pomogą w ewangelizacji Czerwonej Wyspy.
Adam Brodzik SVD, Madagaskar
Za: Komunikaty SVD