W ciągu roku odbywałem około 75 lotów. Miałem do obsługi dwie parafie i co 2 tygodnie latałem do każdej z nich. Wszystko było zależne od pogody, która zmieniała się nawet kilka razy w ciągu dnia. Samoloty latały tylko przy dobrej pogodzie.
Niezmiernie trudne było owo przemieszczanie się, bo nie było bezpośrednich połączeń z wioskami. Zdarzyło się kiedyś, że utknąłem w połowie podroży i na małym lotnisku wielkości klasy w szkole czekałem na połączenie 9 dni.